2 września, piątek
Oprócz tego tytułu mogłem wybrać grającą wędkę lub ku słońcu. Prawda, że ciężki wybór?
Otóż, naprawdę jest ciężko zrobić sobie np. obiad bez autopilota, nie chcąc się zatrzymać, ani stanąć w dryf, ani zwolnić choć trochę. Zresztą siku też jest trudno zrobić przy tych założeniach. Jest ciężko włazić wielo-wielokrotnie po stromych schodkach zejściówki w górę i w dół. Najczęściej mam ok. 15 sekund na wykonanie jakiejś czynności w mesie lub kambuzie i już znowu muszę wyleźć na „powierzch”, żeby sprawdzić kurs wśród tych kamieni. A łódka jest pod tym względem narowista!

Ku Słońcu to nazwa ulicy w Szczecinie. Bardzo mi się podoba i Szczecin, i nazwa Ku Słońcu. Oprócz tego mam od trzech dni piękną słoneczną pogodę i choć jest nieco chłodno, 10-13 stopni, to w słoneczku jest cieplutko. I nie muszę nosić kurtki, ale w czapce jestem ciągle. Dzisiaj przez cały dzień łaziłem w sandałkach na bose stopy. A ponieważ płynę na południe, ciągle płynę ku słońcu (że aż razi w oczy).

Płynę sam. Nikogo nie ma wokół mnie. Miarowy terkot silnika, łopot żagli i plusk wody, to stałe elementy dźwiękowe. Nagle usłyszałem cichy niby gwizd, niby odgłos wiatru na wantach. Piękny, nieuchwytny, jakby z zaświatów. Pojawiał się i znikał, był zmienny, raz wyższy, raz niższy. Już sądziłem, że mi w uszach szumi lub od tej samotności mam omamy słuchowe. Powtarzało się to w nieregularnych odstępach. Zawziąłem się i zacząłem tego szukać (szajba, co nie?). Po kilkunastu próbach udało się!

To grała wędka zostawiona przez Maćka i przywiązana do wanty. Nie wierzycie? Mam to nagrane
I tak sobie płynę. A z kronikarskiego obowiązku melduję uprzejmie, że:
- w środę minąłem koło podbiegunowe i już jestem jak gdyby po tej samej stronie, co Wy (globus po prawej).

Na noc stanąłem pod Sju Søstre przy jakiejś darmowej kei w miejscowości Bjørk.

A miałem stanąć tu:

- w czwartek płynąłem i płynąłem (tu miałem te pierwsze omamy) i zakotwiczyłem w zatoczce koło miejscowości Berg, gdzie słońca były z przodu i z tyłu jednocześnie…

- a dzisiaj, w piątek, doskwierało mi znowu słońce, aż dotarłem do Rørvik, gdzie stanąłem znowu na kotwicy w samotności przy ładnej, cichej wysepce.

I tak sobie płyniemy…
