Archiwa kategorii: Etap 42 – Kanary3

Ech, młodość

6 kwietnia, poniedziałek

Od Maćka Skórskiego nadeszła zaległa relacja z poprzedniego etapu: „Przepraszam za brak końcowejej relacji z naszego rejsu. Postanowiłem w końcu jednak wziąć się w garść i coś naskrobać. Mam nadzieję, że to będzie „emisyjne” ;) Będę udawał, że wszystko tworzone było „na bieżąco”. Czytajmy tu: Młode rozterki….

Młode rozterki – poważne rozwiązanie

Maciek sprawozdaje hurtem:
.
„23 marca, poniedziałek
Młodzi, ale… poszli po rozum do głowy. Nie płyniemy na zachód, tylko wracamy w stronę Afryki. Nie ma co, trzeba słuchać starszych, a wspomnienia Bolka o halsówce przy 10 st. B w stronę Fuerteventury raczej nas przerażają, niż mobilizują. Trudno, La Gomerę obejrzymy sobie przy innej okazji, a warto by było zdążyć na samolot. A i Łysy się ucieszy, jeśli odbierze jacht o czasie i w umówionym miejscu. Póki co siedzimy jeszcze w San Sebastian licząc na jakieś słońce albo chociaż warunki do zwiedzania. Aut nie pożyczyliśmy, bo sjesta, a o 1600, to już trochę za późno. Cóż, pozostaje nam piesza wycieczka.
DSC01200
Od lewej: Rudzia, Ola, Michał, Rafał, Agata i Kuba
DSC01313
Cała załoga od lewej: Ola, Aga, Kuba, Maciek, Rafał, Michał, Alek i Natalia, zwana Rudzią. W tle gość specjalny: Teide.
.
24 marca, wtorek
Plan A zakłada dotarcie do Santa Cruz de Tenerife, planu B na razie nie ma. Musi się udać! Trzeba zdążyć na Fuertę do soboty. Ruszamy z samego rana, wiatru przy wyspie jak zwykle nie ma, oby tak cały dzień. W bardzo krótkim czasie okazało się jednak, że prognoza jak zwykle swoje, a rzeczywistość swoje, chociaż da się przeżyć. Niektórzy nawet mówią, że nie chce im się rzygać – to na pewno postęp.
Około 1600 dopływamy do los Gigantes. Po szybkiej wymianie smsów z Bolkiem, sprawdzeniu odległości i zrobieniu paru „kresek na mapie” jesteśmy zmuszeni zastosować plan B. Uznałem, że nie ma co się pałować całą noc i cały jutrzejszy dzień tylko po to, żeby zaatakować Gran Canarię z północnego cypla Teneryfy. Jutro spróbujemy ten sam manewr płynąc do Las Palmas, w końcu Gran Canaria jest jednak trochę „niższa”, będzie łatwiej. Decydujemy się na Las Galletas, bo tam ponoć ładniej.
Około 1900 nasze dziewczyny już podziwiają pana Kamila z Polski łowiącego jeżowce w porcie.
10481650_367126143487620_2514929437218065622_o 2015-03-24 20.22.46 2015-03-24 20.14.09
.
25 marca, środa
Stwierdziłem, że też bez przesady, nie ma się co spieszyć, miejmy coś z tego wyjazdu poza żeglowaniem, nie każdy jest fanem bycia zalewanym przez potwornie słoną wodę 8h dziennie. Dopiero koło 1600 ruszymy do Las Palmas. Wystarczy, żeby przez noc dotrzeć na NE Gran Canarii i ruszyć halsówką do stolicy tej części Wysp.
Niestety i tym razem potwierdziła się teza, że na Kanarach ciężko pływa się na północ. Ostatecznie wylądowaliśmy w Pasito Blanco – swoją drogą bardzo ładnym i spokojnym porcie z własną plażą i… oczywiście Spar’em czynnym bodaj do 2200.
DSC01381
.
26 marca, czwartek
Pół dnia spędzamy na plaży – żeby porządnie wkurzyć wszystkich znajomych (zwłaszcza tych z pracy) – poza zdjęciami z Fejsa potrzebna jest jeszcze opalenizna. Ale o 1600 trzeba się zwijać, w końcu przed nami jeszcze pewnie koło doby halsowania. Przy odchodzeniu od nabrzeża ucięliśmy chyba kawałek muringa – jakaś lina płynie za nami i wygląda na to, że wkręciła się w ster. Alek podjął próbę usunięcia strzępa – niestety na tej fali jest to raczej niemożliwe. Jedyny plus, że lina nie przeszkadza w płynięciu. Dobra – usuniemy ją już na Fuerteventurze.
Historia lubi się powtarzać, ale tym razem powtarza się ze zdwojoną siłą. Wystarczy lekko wystawić „nosek” za wyspę i od razu się zaczyna. Wiatromierz szaleje! Nie schodzi poniżej 30 kn, raz nawet pokazuje 44 kn – mamy 9 B!!! Trzymaj się Melino! Kąt martwy na poziomie 160 st., czy to ma sens? Po 4h przesunęliśmy się może o 5 Mm, a do Morro Jable – najdalej na południe wysuniętego portu Fuerteventury – zostało jakieś 65Mm.
2115 – główki portu Pasito Blanco.
.
27. marca, piątek
Podjęliśmy decyzję, że nie próbujemy drugi raz rano. Zostało nam sporo kasy jachtowej, więc do 1400 wszystkie promy są już ogarnięte. Decydujemy, że „Ostoja” rozpocznie rejs z Gran Canarii, choć tak naprawdę, to raczej wiatr podjął za nas tę decyzję. Tak czy inaczej, ostatni dzień trzeba wykorzystać – robimy się na mahoń!
DSC01575 DSC01492
.
Na promie.
DSC01590
Tym sposobem dotarliśmy do końca. Czekamy na kolejne wieści z pokładu Meliny. Obyśmy się jeszcze spotkali”.
.

Młodzi wreszcie zatrzymali się

26 marca, czwartek

Parę smsów między Maćkiem a mną z ostatnich dni:

Wtorek: Godz. 1313 UTC (oni na morzu za kołem sterowym, ja w fotelu przed komputerem) – „Jesteśmy między Gomerą a Teneryfą”.  „Teraz macie w pobliżu Los Gigantes. Ładne, ale uwaga na głębokości”. „Wolałbym popłynąć dalej na północ, póki wieje znośnie”.  Za chwilę: „Płyniemy do San Miguel – tam na północy nie ma żadnego sensownego portu, dopiero Santa Cruz na Teneryfie”. „Los Gigantes jest ładniejsze, niż San Miguel – tam nic nie ma. Lepsze jest Las Galletas – przynajmniej jakieś miasteczko”. „Gigantos dla mnie za płytkie, nie będę ryzykował,  jeszcze przy tych pływach i fali… Pewnie skończymy w Galletas. A jutro do Las Palmas, albo do tego Nieves”.

Środa: cisza

Czwartek: Godz. 1523 CET – „Jesteśmy teraz na plaży w Pasito Blanco. Po południu lecimy na Fuerte”. Godz. 2145 CET – „Nie damy rady przebić się na Fuerte. Wieje idealnie w mordę 8, w porywach do 9-ciu. Wracamy do Pasito Blanco. Dogadałem się z Łysym, co do promu”. „Niestety macie to, co my miesiąc temu. Spróbujcie jeszcze jutro”. „Parę osób jest chętnych, ale większości się nie już chce. Mają dość „wakacji” na Kanarach :D hehe. Wolą się jeszcze jutro trochę poopalać”.

Tak, żeglarstwo jest piękne!

Załoga melduje

23 marca, poniedziałek

„Uff… Pierwsze dwa dni rejsowania po Kanarach nie przypominają Chorwacji, czy Grecji, a raczej Bałtyk latem. Najpierw nic nie wiało, potem w nocy (koło północy) pojawiło się znikąd 30 węzłów. Dobrze, że w pobliżu było Los Christianos, gdzie około 0400 zadekowaliśmy się na miejscu jakiegoś kutra rybackiego, przez co z samego rana – o 0900 przyszedł pan policjant oczekując, że się zmyjemy stamtąd w ciągu godziny. Mimo wszystko starał się być miły.

Po dwóch godzinach podróżowania w stronę Puerto Colon na miejscu okazało się, że… nie ma miejsc, a to z kolei zmusiło nas do podróży w stronę La Gomery.

Na szczęście na Gomerze jachty są mile widziane, więc stoimy tu i teraz w San Sebastian – miejscu, które jako ostatnie setki lat temu odwiedził Krzysztof Kolumb przed swoją wyprawą do Ameryki.

Genua już działa, silnik tylko raz zgasł w niewyjaśnionych okolicznościach (potem na wyższych obrotach dał się odpalić), z kilku miejsc cieknie, ale generalnie, jak już wspominałem, łódeńka jest piękna, acz trochę oporna. Jutro z rana płyniemy dalej… na zachód”.
Załoga w składzie:
Maciej, Alek, Kuba, Michał, Rafał
oraz
Natalia, Ola i Agata

Młodzi pędzą dalej

22 marca, niedziela

Sms od Maćka z godz. 1530, bezpośrednio  z pokładu: „Płyniemy do San Sebastian (to na Gomerze – dop. BR). Wieje 25-30 kts, a nam się fok zblokował mniej więcej na 3. refie i nie chce się ani zwinąć, ani rozwinąć. Zostało nam jeszcze jakieś 6 Mm. Mam nadzieję, że będzie jakieś wolne miejsce, bo w Puerto Colon na Teneryfie nie było, a z Los Cristianos nas wywalili, bo tam niby nie wolno gościom cumować”. 

Etap 42: Kanary po raz trzeci

21 marca, sobota

Wczorajszego piątkowego wieczora na Melinie zameldowała się następna ekipa. Dowodzi nią Maciek Skórski. Dzisiaj o godz. 1613 otrzymałem od niego pierwszą wiadomość: „Jacht jest piękny. Pływa trochę, jak tir ;) Płyniemy z Puerto de Mogan bajdewindem w stronę Teneryfy. 4 kn na gieni i 2. refie na grocie”.