Archiwa kategorii: Etap 47-48 Kanary-Maroko

Kanary-Madera-Maroko podsumowanie

6 maja, środa

Etap powrotny z Wysp Kanaryjskich do Maroka miał swoje dwie odsłony. Pierwsza, to trochę stresujące sprawdzanie prognoz pogody, niestety niekorzystnych, i decyzja o zmianie planów – zamiast bezpośrednio do Agadiru i dalej wzdłuż afrykańskiego wybrzeża na północ do Casablanki, zdecydowaliśmy się na oranie oceanu na Maderę i z Madery do Casablanki. Niestety względy czasowe nie pozwoliły w połowie drogi połowie załogi na kontynuowanie pobytu na Melinie. Do Afryki popłynęliśmy i dopłynęliśmy już we trójkę. Warto było.

W pierwszej części odwiedziliśmy Gran Tarajal na Fuerteventurze, Playa Blanca na Lanzarote i Funchal na Maderze. Przepłynęliśmy 331 mil w czasie niemal 73 godzin, z czego aż 62 godziny na żaglach i 11 godzin na silniku.

W drugiej części na trasie Madera – Casablanca przebyliśmy 492 mile w czasie 103,5 godziny, z czego żagle, to tylko 24 godziny, a silnik 79,5 godziny.

Al Mohammadijja – Morocco

5 maja, wtorek

O godz. 1730 zakończyliśmy manewry portowe w marinie w Mohammedii koło Casablanki. Podróż z Madery przez Ocean Atlantycki do Maroka zajęła nam 4 dni i 7,5 godziny.

Za chwilę umieszczę krótką relację. W każdym razie było bardzo przyjemnie.

Chwila minęła. Ale przy wszechświatach równoległych nie ma to żadnego znaczenia. Relacjonuję:

Przez pierwsze trzy dni (1, 2 i 3 maja) płynęliśmy niemal wyłącznie na silniku, choć grot mieliśmy cały czas w górze i łapaliśmy każdy ewentualny podmuszek. Po prostu na oceanie zabrakło wiatru. Za to w kambuzie działy się orgie. Zaraz po swoich urodzinach Tomek wziął się za artystyczne przyrządzanie potraw. Nie będę wymieniał tych smakowitości, choć jedna mnie zaintrygowała – były to polędwiczki z pomarańczy. Wszystko palce lizać.

Ponieważ na jachcie nie ma niestety autopilota, musieliśmy na zmianę stać za sterem przez cały czas. Ale nie było to wcale uciążliwe. Wachty wyznaczyliśmy sobie 3-godzinne. Próbowaliśmy używać samosteru wiatrowego (płynąc na silniku!), raczej z marnym skutkiem. Za to z nieco lepszym powodzeniem przywiązywaliśmy sznurkiem koło sterowe. Już wieczorem pojawiała się dokuczliwa wilgoć, która nad ranem powodowała, że czuliśmy się jak zmoczeni deszczem, mimo, że wcale nie padało. Za to w dzień było piękne słoneczko, a chmurki raz po raz dawały nam wytchnienie przesłaniając je nieco. Tylko ten ciągle włączony odkurzacz…

Czwartego dnia maja dmuchnęło tuż po północy. Niemal całą dobę płynęliśmy baksztagiem i fordewindem z kontraszotem na grocie i wytykiem na genui. Nieźle kiwało. W wodzie oprócz delfinów, które co jakiś czas pojawiały się przy burcie, zauważyliśmy na środku oceanu trzy żółwie. Ale co tam żółwie. Nagle w pewnym momencie w dość szarej wodzie oceanu zauważyliśmy coś niebieskiego. Przewidzenie? Nie! Nagle tuż obok nas z wody wynurzyło się ogromne, przeogromne cielsko. Jedno, drugie, trzecie. To płetwale błękitne, największe ssaki na naszej planecie. Baliśmy się, że przez przypadek nie zauważą nas i uderzą w jacht – tak były blisko. Patrzyliśmy zahipnotyzowani. Piękny widok.

Piątego dnia znowu wiatrowo było słabo lub z kiepskiego kierunku. I tak sobie płynąc zaoczyliśmy zamgloną, wcale nie gorącą, Afrykę. Potem slalom między statkami stojącymi na redzie Casablanki i o godz. 1730 dopłynęliśmy do celu naszego etapu. Odprawa trzech służb równocześnie (pogranicznicy, celnicy i policja), mimo wypełniania trzy razy bardzo podobnych papierów, trwała wyjątkowo krótko i sprawnie. Pół godziny na jachcie, pół godziny w oczekiwaniu na pieczątki i w miasto. W Mohammedii spotkaliśmy się z następną załogą. Wszyscy bardzo się ucieszyliśmy i oczywiście uczciliśmy to wieczorem w wynajętym marokańskim apartamencie.

Bardzo dziękuję Dominikowi i Tomkowi za wspólny rejs przez ocean. Ech, światy równoległe.

We trójkę do Maroka

1 maja, piątek

Dzisiaj o godz. 1000 naszego czasu pożegnaliśmy się z Mirkiem, Adamem i Łukaszem i we trójkę ruszyliśmy z Madery ku Afryce. Kurs 085. Odległość 485 mil.

Madera-Maroko1

Dzisiaj Tomek ma 36. urodziny. Ustaliliśmy z Dominikiem, że w prezencie nie ma dzisiaj wachty kambuzowej.

MELINA OF FLEET departed from
port FUNCHAL
at 2015-05-01 09:22 UTC

Time of departure is the time the vessel approaches the exit of the port

W ocean

27 kwietnia, poniedziałek

Planujemy teraz płynięcie w kierunku Madery. Wypływamy dzisiaj 27-go na noc.

Wariant I
Planujemy być na Maderze 30-go rano. Z Madery wyplyniemy w nocy z 30-go/1 maja. Do Casablanki mamy ok. 480 mil, czyli 4 – 5 dni. Powinniśmy być zatem 4-go lub 5-go na miejscu.

Wariant II
Nie dopływamy do Madery i kierujemy się w pewnym momencie w kierunku Maroka. Na morzu bylibyśmy wówczas ok. 6-7 dni, czyli w Casablance powinniśmy być 3 lub 4 maja.

Który wariant nam wyjdzie – zobaczymy. Jeśli napiszę z Madery – I, jeśli nie – II.

Junga – marokański dylemat

26 kwietnia, niedziela

Jest piękny poranek. Od sobotniego wieczora, kiedy to zaokrętowaliśmy się na Melinie, rozważamy zasadność płynięcia do Maroka. Już wcześniej kapitan Paweł Gostkowski z firmy Junga (polecam ich stronę) zasiał we mnie sporo wątpliwości, a ja przekazałem je załodze. Wątpliwości są natury politycznej. Sytuacja na kontynencie afrykańskim jest dość skomplikowana – sami wiecie, możliwe jest tam wszystko.

Druga sprawa, to prognozy pogody. Teraz wieje słabo z północy. Od poniedziałku ma wrócić kierunek północno-wschodni NE (czyli w twarz, jeśli chcielibyśmy płynąć w kierunku Maroko) o sile 4-5 B i tak ma już zostać przez następny tydzień. Natomiast u wybrzeży Maroko powyżej Agadiru ma wiać 6-8 B z N. Raczej nie pokonamy sił natury.

Na razie postanowiliśmy dzisiaj popłynąć na południowy skrawek Lanzarote do Playa Blanca. Potem rozważamy kierunek na Maderę. A potem…

PS. Jacek zostawił nam pięknie sklarowany jacht. Dziękujemy.

PS2. Adam gotuje rosół.

Etap 47-48: Kanary – Maroko

25 kwietnia, sobota

Następną ekipą jesteśmy już w drodze. Na samolot do Berlina jedziemy w sześć osób z Głogowa i Wrocławia: Adam, Dominik, Łukasz, Mirek, Tomek i ja, czyli Bolek. Dzięki poprzedniej załodze Jacka Pasikowskiego możemy dolecieć spokojnie na Fuerteventurę i stamtąd odpłynąć. Na tej wyprawie wymiana na Fuerteventurze nastąpi po raz pierwszy, mimo, że planowanych było ich ze trzy.

Rejs do Maroka jest ciekawy sam w sobie, a po długiej rozmowie z przedstawicielem firmy Junga – kapitanem Pawłem Gostkowskim - o czym będzie w osobnym poście, będzie chyba jeszcze ciekawszy. Będziemy sprawozdawali.