Ian i Magda

999999812   Ian i Magda HANNAY – właściciele Meliny

 Meliny, a w zasadzie Meliny of Fleet, poprzedniczki Lady Meliny.

Dlaczego Melina 2012-11-07
GENEALOGIA: Melina – ta prawdziwa – jest miejscem, o którym marzę kiedy przytłaczają mnie troski dnia codziennego, a życie wydaje się być szare i uciążliwe. W takich chwilach wybiegam wyobraźnią tam, gdzie czeka na mnie beztroski byt, doborowe towarzystwo włóczęgów i obiboków, no i oczywiście wszelkie rekwizyty wymagane do pędzenia wesołego życia.
Melina nie ma stałego adresu: przenosi się nieustannie z miejsca na miejsce, nie ze względu na wymagania konspiracji czy znalezienia oazy podatkowej, ale w poszukiwaniu przygód i emocji.  Jej aktualne namiary znane są tylko osobom wtajemniczonym, których jest jednak sporo. Melina ma bowiem duże grono wiernych przyjaciół i wielbicieli, niejednego z nich wyciągnęła za uszy z otchłani depresji i marazmu.
Melina jest piękna. Ma szlachetną sylwetkę, dwa maszty i sto metrów kwadratowych żagla. Pływa pod brytyjską banderą. Historia nazwy tego wspaniałego szkunera sięga dość dawnych czasów i wesołych ekscesów uprawianych na pokładach polskich jachtów – głównie Zawiszy Czarnego. Imię jej wybraliśmy nie tyko dlatego, że brzmi wdzięcznie we wszystkich językach, ale także dlatego, że przywołuje na myśl miejsce o nie najlepszej może reputacji, w którym jednak ludzie bawią się hucznie i z fantazją. Ale nie wszyscy potrafią to zrozumieć…
Przed kilku laty staliśmy przycumowani do kei w Bergen. Było to w dzień św. Jana – najdłuższy dzień w roku, w którym na tych szerokościach geograficznych słońce praktycznie nie zachodzi. Zapada pod linię horyzontu o zaledwie 5º i natychmiast pojawia się na nowo. Wschód i zachód zlewają się na niebie w jedna wielką zorzę. Dzień ten jest obchodzony w Norwegii jako święto narodowe. Nikt nie śpi. Na keję w Bergen zjeżdżają wozy z dyskotekami, rybnymi delikatesami i piwem. Nadbrzeżne restauracje i bary pękają w szwach, a po kei przewija się wesoły i hałaśliwy tłum. Miasto chodzi na rzęsach.
Siedzieliśmy w mesie i obgadywaliśmy plany rozrywek na nadchodzącą noc, kiedy z góry dobiegł nas radosny wybuch śmiechu, a tubalny głos zaryczał po polsku. Właściciel głosu miał niezbyt bogate słownictwo i wyraźnie preferował jeden wyraz, którym szczodrze ozdabiał wszystkie zdania, używając go w charakterze kropki, przecinka i – głównie – wykrzyknika.
-  Wacek, Józek, chodźcie tu k**** ! – grzmiał na całą keję. – Zobaczcie tylko k**** jak ci k****Anglicy nazwali ten swój k**** jacht! Żeby tak oni k**** wiedzieli, co to k**** znaczy, to by dopiero k**** zgłupieli!
Lideczka siedziała najbliżej zejściówki. Wychyliła teraz głowę na zewnątrz, otworzyła szeroko wielkie niebieskie oczy i niewinnie,  poinformowała wesołków:
- A my k**** tak specjalnie!
Cała trójka zaniemówiła, po czym wziąwszy nogi za pas pośpiesznie opuściła scenę gubiąc po drodze puszki z piwem. A kronika Meliny wzbogaciła się o jeszcze jedna fajną historię. I jak tu k**** nie kochać tej krypy?Magda Hannay