Archiwa kategorii: Etap 30 Sylwester na Maderze

Madera – Lanzarote, podsumowanie sylwestrowego rejsu

10 stycznia, sobota

Czas na podsumowanie sylwestrowego rejsu i parę danych statystycznych.

Płynęliśmy w składzie 8-osobowym: Ewa i Maciek Tarnawscy, Aneta Łojewska i Wojtek Codrow, Inka i Zbyszek Jaskólscy oraz Hania Brzecka i ja, Bolek Rudnik (starałem się kapitanować). Mimo 8 osób na pokładzie, nie było nam wcale ciasno (fot. Ewa Tarnawska).

IMG_6837 IMG_7000

Z Wrocławia wystartowaliśmy o północy 26/27 grudnia starego roku. Nie licząc niespodziewanego noclegu w Zurichu, przez pierwsze 3 dni zwiedzaliśmy Maderę, następnie popłynęliśmy na sąsiednią wyspę Porto Santo, w Sylwestra tuż przed północą 31.12./01.01. (starego roku / nowego roku) byliśmy z powrotem na redzie stolicy Madery – Funchal, gdzie byliśmy świadkami niesamowitego pokazu ogni sztucznych, przez kolejne 2,5 dnia płynęliśmy przez Atlantyk, aż dopłynęliśmy do Graciosy, najbardziej na północny-wschód wysuniętej wyspy archipelagu Wysp Kanaryjskich, i popłynęliśmy na południowy skrawek Lanzarote, gdzie postanowiliśmy zakończyć nasz rejs. Promem dostaliśmy się na Fuerteventurę, skąd samolotem wróciliśmy do domu o północy 6/7 stycznia nowego roku.

Wrocław-Lanzarote 1 Madera 1Madera-Lanzarote 1 Lanzarote 1

Odwiedziliśmy na Maderze Marinę da Quinta do Lorde w Canical i redę Funchal, na Porto Santo port Porto Santo, na Graciosie porcik Caleta del Sebo i na Lanzarote Marinę Rubicon w Playa Blanca.

Przepłynęliśmy 393 mile morskie w czasie 83,5 godziny, co daje średnią prędkość 4,71 węzła. Na żaglach płynęliśmy niemal 63% tego czasu. W marinach spędziliśmy 113,5 godziny, a więc mimo licznych wycieczek lądowych po Maderze, Graciosie i Lanzarote, na wodzie byliśmy prawie 41,5% czasu naszego pobytu. Mam też inne dane statystyczne, ale ciekawsze jest ich porównanie z innymi etapami, co opublikuję w jednym z następnych wpisów.

Dziękuję i zapraszam w imieniu naszej Asocjacji na następne rejsy Meliną – Bolek Rudnik

Odlot z Kanarów

6 stycznia, wtorek

W poniedziałek rano postanowiliśmy, że tu na Lanzarote w Puerto Deportivo Rubicon, a nie na Fuerteventure, zakończymy nasz etap wyprawy. Przyspieszy to i tak planowane wyslipowanie jachtu, dokonanie niezbędnego przeglądu stanu technicznego, wymianę okienek i wywietrzników, pomalowanie zadrapań burt oraz wykonanie innych koniecznych drobnych prac remontowych – wszak Melina pływa niemal nieprzerwanie od połowy czerwca. A poza tym ta marina posiada odpowiedni dźwig, miejsce postojowe w stoczni jachtowej, fachową obsługę i …ceny niższe niż w kraju. Wszystkim tym zawiaduje bardzo miła i życzliwa pani Cecylia. Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy.

DSC_4239 DSC_4261

Melina została wyslipowana i zostało zlecone już osuszenie i wyczyszczenie zęzy oraz prace przy silniku (przepłynęliśmy prawie 500 motogodzin).

My natomiast, ponieważ samolot mieliśmy zakontraktowany z lotniska na Fuerteventure, przedostaliśmy się wieczorem promem z Playa Blanca na sąsiednią wyspę,  następnie jedni taksówką, a drudzy dwoma autobusami do *** hotelu w Castillo Caleta de Fuste, gdzie godnie zakończyliśmy nasz rejs.

We wtorek po hotelowym obfitym śniadaniu, nieco po południu siedzieliśmy już w samolotach jedni do Drezna, drudzy do Lipska, skąd samochodami dotarliśmy o północy do swoich łóżeczek w swoich domach. Pięknie było!

A skoro dzisiaj jest święto Trzech Króli, to mamy takie obrazki na tę okoliczność:

DSC_4301 DSC_4300

Lanzarote – Marina Rubicon

4 stycznia, niedziela

Spokojna baksztagowa żegluga po gładkiej wodzie trwała do czasu, kiedy o północy wychynęliśmy na otwarty na wiatr przesmyk między południowym skrawkiem Lanzarote a północnym Fuerteventure. Silny wiatr w twarz z E i spowodowane nim przeciwne prądy zmusiły wachtę Maćka i Ewy do permanentnego halsowania. Przebycie 3 mil (w linii prostej) zajęło nam prawie 2,5 godziny. W środku nocy, niezauważeni przez żadnego marinero, stanęliśmy wreszcie przy kei w Marina Rubicon. Natychmiast ocaliliśmy się cudownie – należało się.

DSC_4233 Nad ranem prof. Zbigniew J.

(na zdjęciu z małżonką) odkrył metodą suchej stopy nieco zwiększony pobór wody zaburtowej. Kiedy w dzień 6 osób z załogi oddawało się wycieczce po Lanzarote, my z Wojtkiem

DSC_4238 DSC_4228

tkwiliśmy głowami w zęzie i badaliśmy jej tajemnice. Uporczywe badactwo opłaciło się – popołudniu znaleźliśmy dowód na poparcie śmiałej tezy wygłoszonej nad ranem przez prof. ZJ. Przy okazji wydobyliśmy bardzo ciekawe i bogate zęzowe znaleziska. W zamian, dla potomnych, zostawiliśmy tam klucz 14 i dwa widelce.

Tu są zdjęcia Ewy Tarnawskiej z wycieczki do wulkanicznego Parku Narodowego Timanfaya i z domu-muzeum Cesara Manrique – twórcy unikalnej architektury Lanzarote.

IMG_6881 IMG_6956 IMG_6978 IMG_6965

Graciosa

3 stycznia, sobota

Po przepłynięciu na Oceanie Atlantyckim 279 mil od Madery w czasie 57 godzin, zacumowaliśmy o godz. 0900 na maleńkiej wysepce Graciosa.DSC_4194 DSC_4186

Przypłynęliśmy wreszcie do naszego zimowego celu wyprawy -  Wysp Kanaryjskich.  Graciosa jest perełką wśród tych wysp, niemal nietknięta chorobą hotelowej turystyki.

DSC_4195 DSC_4192

Wynajętym defenderem zwiedziliśmy pustkowie, byliśmy na przepięknych plażach.

DSC_4213 DSC_4224Mijaliśmy nielicznych turystów przemierzających w pustynnym pyle wzdłuż i wszerz wysepkę na rowerach i pieszo.

DSC_4214 DSC_4216

Po otrzymaniu informacji o silnych szkwałowych wiatrach z E, zrezygnowaliśmy z dotarcia do Arrecife – stolicy sąsiedniej wyspy Lanzarote. Płynąc osłonięci od wiatru po zachodniej stronie wyspy ruszyliśmy o godz. 1600 na południowy jej skrawek.

Sylwestrowa kanonada na Maderze

1 stycznia, czwartek

Tuż przed północą wpłynęliśmy na redę portu Funchal.

DSC_4174 DSC_4237

Inka rozdała załodze czapeczki sylwestrowe z gumką pod szyję, Maciek przebrał się w świeżutką białą koszulę i założył krawat, na stole pojawił się pokrojony w nienagannie płaskie plasterki, typowo sylwestrowy przysmak - gulasz angielski, zniecierpliwione szampany zostały przyszykowane do noworocznego otwarcia. Wokół nas kręciły się cztery wielkie wycieczkowce i kilka jachtów turystycznych. A może to my się kręciliśmy? – kołem kręcił Wojtek. Wszyscy czekali w napięciu i na wodzie, i na lądzie. Dokładnie o godz. 0000 zaczęło się to, na co czekano tu przez cały rok. Tutaj są dwie kilkuminutowe relacje filmowe nakręcone z pokładu Meliny: pierwsza i druga.

Kanonada, jakiej nikt z nas do tej pory nie widział, a do której nas usilnie namawiano, na którą przypływają tu ogromne pływające hotelowce, na którą czekają wszyscy mieszkańcy Madery, przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Trwała 12 minut.

Złożywszy życzenia sobie nawzajem, Neptunowi, tym co na morzu i wszystkim przyjaciołom w kraju, o godz. 0030 przedefilowawszy przed szpalerem wycieczkowców, podnieśliśmy żagle i obraliśmy kurs 143. Ku Wyspom Kanaryjskim.

Przystanek Porto Santo

31 grudnia, środa

Po paru godzinach byliśmy już już w Porto Santo. Popłynęliśmy tam w zasadzie jedynie po to, żeby się wreszcie ruszyć z miejsca, bo niektórzy już pokpiwali, że co to za rejs bez oddania cum. No i po to, żeby tam być. Po prostu szkoda żeby nie zobaczyć miejsca, które jest tak daleko od Polski, a tak blisko od Madery. Wyspa Porto Santo jest plażowiskiem dla turystów z Madery, na której nie ma plaż.

DSC_4172 DSC_4144

Zrobiliśmy wycieczkę z mariny wzdłuż brzegu oceanu do miasteczka.

DSC_4156 DSC_4162

Nakupiliśmy chleba na z górą tydzień i… wróciliśmy z powrotem na Maderę. Nie było to bezcelowe. Kiedy Maderczycy dowiadywali się, że chcemy spędzić Sylwestra nie na Maderze, a na środku oceanu, to się bardzo dziwili i wręcz zmuszali do zmiany decyzji. Więc zmieniliśmy. Tuż przed północą byliśmy z powrotem na redzie portu Funchal.

PS. Ciekawe zdjęcia z Porto Santo można również zobaczyć na stronie Eternity – Jacek był tam parę tygodni wcześniej.

Madera – dzień trzeci: wędrówki oniryczne

30 grudnia, wtorek

Rano prace bosmańskie: rozkręciliśmy kompas i zmieniliśmy butlę gazową na portugalską. Przed pojawieniem się naszego pana kierowcy nie zdążyliśmy tego wszystkiego skręcić. Zostawiwszy planowy bałagan pojechaliśmy w interior. Tym razem podjechaliśmy do podnóża najwyższego szczytu Madery Pico Ruivo, 1861 m n.p.m. Kiedy podążaliśmy ku górze mgła rozstąpiła się i ukazały się widoki przepięknej urody.

DSC_4115 DSC_4103

Po drodze dopadł nas niestety deszcz. Po długiej wędrówce szczyt został jednak zdobyty.

DSC_4124 DSC_4120

Schodząc ogrzaliśmy się przy kominku w schronisku pod szczytem. Pan szynkarz uraczył nas tradycyjnym maderskim napitkiem o nazwie poncha (bimber z białym winem i miodem). Po zejściu, cali mokrzy, z Carlosem udaliśmy się do Santany na zasłużone szaszłyki – specjalność knajpy w tej miejscowości. Potem pan kierowca zawiózł nas na przepiękną wycieczkę wzdłuż levady. Co to jest, sprawdźcie w encyklopedii. To jest coś charakterystycznego dla Madery. Te dwie dzisiejsze wycieczki zdecydowanie były oniryczne (co to, sprawdźcie w encyklopedii).

DSC_4133 DSC_4137

Teraz siedzimy na Melinie i szykujemy się do nocnego przeskoku na Santo Pinto tzn. Porto Santo.

Madera – dzień drugi

29 grudnia, poniedziałek

Równiutko o godz. 11 przyjechał po nas nasz Pan Kierowca i Przewodnik w jednym – Señor Carlos Camacho.

DSC_4072 IMG_6335

Zawiózł nas najpierw do Vila da Ribeira Brava.

DSC_4001 DSC_3999 DSC_3997

Następnie drogą przez 1000-metrową przełęcz

DSC_4017 DSC_4018

dotarliśmy do bardzo ciekawych powulkanicznych jaskiń Grutas St Vicente.

DSC_4040 IMG_6538

Stamtąd udaliśmy się na lunch na drugi koniec wyspy (NW) do Porto Moniz.

DSC_4050 DSC_4063

IMG_6554 DSC_4066

Wycieczkę zakończyliśmy podniebnym spacerem wzdłuż levady.

DSC_4076 DSC_4080

A to na koniec dnia specjalnie dla MRuka… DSC_4100

Madera – dzień pierwszy

28 grudnia, niedziela

Pobudka o czwartej, szybka kawa z kruasantem i myk-myk DSC_3924 do podstawionego autobusu na lotnisko. Tym razem poszło, wbrew pozorom, jak z płatka. Samolot i wystartował, i wylądował. Madera powitała nas przyjemnym ciepełkiem 15 st.C. W sam akurat. Wynajętym busikiem dojechaliśmy do naszego jachtu w

IMG_6346 Marina da Quinta do Lorde.

Na Melinie szybka bułka z gulaszem angielskim, przygotowana przez Zbyszka, dodała nam wigoru. Ruszyliśmy na pierwszy dzień wycieczki. Na początek byliśmy w zagubionej w dolince wśród szczytów górskich wiosce zakonnic Eira do Serrado.

DSC_3933 DSC_3939

Potem pojechaliśmy na 580-metrowe klify, nad którymi staliśmy na szklanej podłodze. To nazywało się Miradouro do Cabo Girao („a” z falką na górze).

DSC_3957 DSC_3961

Następnie zajechaliśmy pod knajpkę na rybną ucztę.

DSC_3980 DSC_3977 DSC_3978

DSC_3982 DSC_3979 DSC_3976

O 19 zakończyliśmy zwiedzeniem starego portu Camara de Lobos. Wieczorem dojechaliśmy do naszej mariny, gdzie wreszcie porządnie rozpakowaliśmy się. Pierwszy dzień zakończył się

DSC_3962   bardzo udanie.

Etap 30: Madera – Fuerteventura: Port Zurych

27 grudnia, sobota

W drugi dzień świąt spotkaliśmy się tradycyjnie w punkcie G. w szerokim gronie na wspólne kolędowanie. Było nas z 25 osób. Pod choinką zebrała się pełna załoga 30-go sylwestrowego etapu melinowej wyprawy: Inka, Aneta, Ewa, Hania, Wojtek, Maciek i Zbyszek, no i jeszcze ja.

DSC_3909

O północy opuściliśmy gościnny punkt G. i ruszyliśmy na zdobycie Makaronezji, na Maderę. Już w  Lipsku się zaczęło – nie chciało nas wpuścić na zarezerwowany parking. Ale co to dla żeglarzy – daliśmy radę. Następnie bez większych kłopotów wsiedliśmy do rejsowego samolotu do Zurychu – co to dla nas.

DSC_3916

Pokrążyliśmy sobie dodatkowo prawie godzinę nad lotniskiem w Szwajcarii. Spoko. W Zurychu przesiadka. Atmosfera świąteczna, kupa śniegu.

DSC_3920 DSC_3918

Już nawet autobus podjechał, aby nas podwieźć do samolotu do Funchal… W rezultacie dostaliśmy po 30 szwajcarskich franciszków, za które zjedliśmy obiad na lotnisku i kupiliśmy trzy wina. Na wieczór.

DSC_3921 DSC_3922

Noc spędzamy na pięknym jachcie Allegra, 5 minut busikiem od portu Zurych. Dobranoc.

Regaty Rolex Sydney-Hobart

25 grudnia, czwartek

My tu sobie świętujemy w najlepsze objadając się karpiem, barszczem z uszkami i innymi specjałami, a na morzach i oceanach nasi harują.

Załoga Selmy ma już tylko kilkanaście godzin do startu w tradycyjnych regatach Rolex Sydney-Hobart. Start w drugi dzień Świąt o godz. 0300 naszego czasu. Rywalizację będzie można śledzić na bieżąco na stronie regat. Pięknie będzie zobaczyć, jak nasi wygrywają. Powodzenia! Na zdjęciach: Kapitan Piotr Kuźniar i Selma wśród lodów (źródło: SelmaExpeditions.com).

01_Kapitan Piotr Kuźniar 02_Selma wśród lodów

Od tygodnia Jacek na Eternity nie daje żadnego znaku przez satelitę, ale powinien być już jakieś 500 mil od najbliższego celu, czyli Martyniki. Sylwester wobec tego na Karaibach.

W czasie, gdy oni będą walczyć z żywiołem następna 8-osobowa ekipa samolotem będzie dolatywała na Maderę. Tam na Melinie spędzimy Sylwestra, a następnie popłyniemy w kierunku Kanarów.