21 kwietnia, czwartek

Zakończyliśmy naszą atlantycką przygodę po – jak to określił Piotr – Oceanie Wielkanocnym. Przepłynęliśmy w niemal dokładnie 8 dób, bo w 191,5 godziny, dystans 946 Mm z Ponta Delgada na Azorach do La Coruna w Hiszpanii na Biskajach. Zdecydowaną większość płynęliśmy na żaglach.

Dziękuję wszystkim za smsowe wsparcie duchowe. Niektórzy wspomagali nas również meteorologiczne – tu specjalne podziękowania dla Jacka Guzowskiego.

I dziękuję Jurkowi Zygmanowi, Piotrkowi Witkowskiemu i Arkowi Kinaszowi. Daliśmy radę chłopaki!

19 kwietnia, wtorek

O godzinie 1930 LT, czyli takiej samej, jak w Polsce, w marinie Coruna w La Coruna stanęliśmy na stałe. Uff, jesteśmy.

Wcześniej przeskoczyliśmy rutę statków.

Potem zaoczyliśmy ląd i wdzięcznie na nim wylądowaliśmy.

Potem wypiliśmy za przeżyte chwile.

A potem poszliśmy na wieczór kapitański.

Reszty nie pamiętam.

18 kwietnia, poniedziałek

Już to czujemy. Jest już całkiem blisko. Jeszcze tylko trochę w górę, potem na wschód, przeskok przez rutę statków pędzących autostradą z Kanału Angielskiego przez Biskaje i …

17 kwietnia, niedziela

No i nadeszła Wielkanoc.

Było tradycyjnie. Były pisanki gotowane w wodzie z łupinkami cebuli i zajączki, i żurek z jajkiem i cebulką zasmażaną (miał być też z kiełbasą, ale zapomnieliśmy o niej), i schabowy z kartofelkami i pyszną surówką. I mnóstwo deserów – a to ciasteczka, a to Słodkie Chwile, a to czekolady przeróżne i cukierki. Jak w domu – rodzinnie, bo wysłaliśmy i otrzymaliśmy mnóstwo życzeń.

15 kwietnia, piątek

Z wtorku na środę maźnął nas ogon niżu z centrum wysoko nad Azorami. Trochę pokiwało, owszem, duło 8B, więc do jedzenia aż tak się nie wyrywaliśmy, ale powolutku dawaliśmy radę. Z tego czasu ciekawych zdjęć jakoś nie ma.

A potem nuda Panie, nuda.

Dobrze, że mieliśmy telefon satelitarny. To dzięki niemu byliście z nami. Tak daleko, a jednak blisko. Dziękujemy za wszystkie smsy od Was.

12 kwietnia, wtorek

Wczoraj, po być może ostatnim obiedzie, ruszyliśmy. Zakończył się stacjonarny etap 256, a zaczął 257. Zobaczymy, co nam los przyniesie.

Adiós Azores. Do zobaczenia w Hiszpanii

11 kwietnia, poniedziałek

Dzisiaj być może wypłyniemy, bo ścichło.

Dzięki uprzejmości Jacka Guzowskiego mamy ze sobą telefon satelitarny. Tu jest bramka  do wysyłania do nas wiadomości sms. Nasz pełny numer, to +870776194894 i taki należy wpisywać. Jest to darmowa bramka dla Was i dla nas. Przedstawiajcie się, kto pisze i o której godzinie, bo tych informacji nie będziemy mieli, bo telefon będzie włączany jedynie od czasu do czasu.

10 kwietnia, niedziela

Do tej pory bardzo mocno wiało, więc siedzieliśmy w Ponta Delgada, jak i inne załogi. Ten czas poświęciliśmy na różne uciechy portowe. Na przykład na degustację. Pokrzepialiśmy się w ten sposób, bo nie wiadomo, co nas tam gdzieś, hen, czeka.

Niektórzy nawet byli w ogrodzie botanicznym.

8 kwietnia, piątek

Wieje, cholera. Wieje. Chyba nici z powrotem do domu na Wielkanoc.

Z braku możliwości pływania, są inne możliwości rozrywki. Ot, na przykład zwiedzanie miasta. Pięknego miasta.

Lub prace bosmańskie. Piękne prace.

7 kwietnia, czwartek

Przybyliśmy do Ponta Delgada. Jacht pod chwilową opieką Arka, stał w tym samym miejscu, gdzie go wcześniej zostawiłem.

Wieje. Trochę za mocno.

6 kwietnia, środa

Arek już wczoraj przybył do Ponta Delgada na Lady Melinę. Dzisiaj my tam również będziemy we trójkę: Jurek, Piotr i ja. Na razie siedzimy na lotnisku w Bolonii. Ale wcześniej wyskoczyliśmy w przerwie lotów na parę godzin do zabytkowego centrum miasta. Tu w trójkę daliśmy radę wielkiej pizzie.

Zamierzamy przeskoczyć przez Atlantyk do La Coruny w Hiszpanii. Czy zdążymy przed Wielkanocą?