19 sierpnia, piątek
Z Nusfjordu przeskoczyliśmy do Reine zdobywać okoliczne widoki ze szczytów okolicznych gór.
Ale były też inne sytuacje. Oto relacja Czarka:
Jak złowiliśmy zorzę, czyli o pożytkach z nie kładzenia się wcześnie.
Staliśmy w Reine, dzień był trochę smętny, bo przedostatni, pokapywało z nieba, zatkana rura na „Duchu Wiatru” nie dawała spokoju Bolkowi i wymyślał coraz to nowe sposoby na jej udrożnienie (tu powinno być zdjęcie jak balastujemy na burcie DW).
Żeby się jakoś podratować kupiliśmy najdroższy 6-pak świata , a potem 2 kolejne.
Wieczorem się rozpogodziło, ale zmęczona załoga ok. 24-tej udała się na odpoczynek.
Tylko jeden z załogantów dręczony pragnieniem jakiejś przygody poszedł się włóczyć po porcie.
Przypadkiem w portowej tawernie w najlepsze trwała imprezka, a słowa piosenki „babę zesłał Bóg” wydawały się dziwnie znajome. Załogant wrócił po posiłki na LM i wraz z dzielną załogantką postanowili bliżej poznać miejscowy folklor. W trakcie nawiązywania kontaktów z lokalną społecznością ktoś zwrócił uwagę że na niebie dzieje się coś niezwykłego jak na tę porę roku i może będzie widać zorzę.
Faktycznie, pierwsze nieśmiałe muśnięcia zorzy można było zobaczyć pomimo świateł latarni nad dachami domów.
Było to na tyle niezwykłe, że uradowani poszli skończyć drinki do baru i, jako że imprezka miała się ku końcowi, iść grzecznie spać.
W drodze powrotnej jednak zorza zaatakowała z pełną mocą i spadła na nich znienacka.
Nie będąc przygotowani na ten atak i uzbrojeni jedynie w telefon komórkowy wykonali szybki sms do śpiącego Kapitana oraz reszty załogi po czym zaczęli się wpatrywać w zorzę.
Nie przypominało to niczego co znali do tej pory, jakby ktoś z drugiej strony nieba puszczał do nich zajączki lusterkiem.
Morał: kto rano wstaje temu Pan Bóg daje, ale czasem lepiej się nie kłaść wcześnie.