27 maja, piątek
To jeszcze wspomnienia La Manche.
Na szczęście Morze Irlandzkie – prawie pustynia przy powyższym zdjęciu. Ostatnie dwa dni na refach i małym foku. Wbrew prognozom podwiewało do 24 węzłów (zwłaszcza bliżej brzegów). Melina dzielną jest, a i halsowanie jest „możliwe”.
A tu już Dublin. Niestety bilety do muzeum Guinessa trzeba było kupić wcześniej online… Obeszliśmy się duuuużym wielokrotnym smakiem. Za to już wiemy, jak przygotować drewno do produkcji beczek, w których leżakuje whisky (muzeum Jamesona).
A i jeszcze znalezisko wyłowione gdzieś na wysokości Kornwalii:
Nie znaleźliśmy nazwy łódki w internecie. Prawdopodobnie z Plymouth. Leży teraz w achterpiku… A banderkę Irlandii pod saling udało się w końcu kupić dopiero w maleńkim porcie Milford Haven.
600 Mm za nami. Łódka posprzątana, dziennik podsumowany, jeszcze tylko kanapki na drogę i rano …w drogę do Polski.