17 września, sobota
„Podróż z Rønne do Allinge, przeniosła nas w czasie i miejscu, tzn. jeśli chodzi o czas to nie jesteśmy do końca pewni, natomiast miejsce przypominało skrzyżowanie Bornholmu z Pyramiden na Spitzbergenie. Opuszczone uliczki, zamknięte knajpy, gdzieniegdzie snujący się wiekowy Duńczyk, zupełnie nie przypominały Bornholmu, jaki znamy z letnich miesięcy. Dość powiedzieć, że byliśmy jedynym jachtem w zazwyczaj dość zatłoczonym porcie.
O istniejącej tutaj niegdyś cywilizacji przypominało tylko nadal otwarte Netto i automat do opłat portowych. Na szczęście w markecie udało nam się zdobyć główny cel naszej wyprawy na Bornholm czyli legendarne śledzie z Christiansø , których niemal cały zapas wykupiliśmy ze wszystkich okolicznych sklepów (czyli dwóch).
Śledziowa uczta trwała do późnych godzin nocnych, na wszelki wypadek połączyliśmy ją z wypędzaniem złych duchów z naszego Jonasza. Nie do końca jestem przekonany, czy to śledzie, czy rum, czy też moje groźby, ale chyba zadziałało, bo poranne wiatry wreszcie były sprzyjające.
Dość powiedzieć, że większość trasy powrotnej pokonaliśmy z prędkością grubo powyżej 7kn, a średnia z ostatniego przelotu wyszła niewiele mniejsza. Dopiero jak zaczęliśmy moczyć bom w wodzie, przypomniałem załodze, że Melina to ciężki stalowy jacht i po prostu nie wypada nam pływać z taką prędkością.
W naszej wycieczce na bliską północ przepłynęliśmy 410 mil w czasie 80,5h z czego 50,5h na żaglach.
Michał Z. z załogą”