14 lutego, środa
W główkach, a nawet już za
12 lutego, poniedziałek
Dzisiaj w nocy jacht opuścił Leszek. Musiał zdążyć na samolot z Marakeszu do Krakowa. Reszta płynie dalej we trójkę. W porannym smsie Leszek pisze:
Chłopcy plany mają ambitne – Agadir. Nie wiem tylko czy paliwa im wystarczy, bo wczoraj osuszyliśmy przy pożegnaniu resztę. Została im tylko sprawna osmoza. Jestem już po odprawie. Stempli w paszporcie przybyło, nie wiem czy wystarczy na następny raz. Podróż nocą na lotnisko do opowiedzenia innym razem, jeżdżą tu z fantazją. Nocna taxi po targach – 900 dirhamów, ale było warto.
O 1923 przyszedł sms od „reszty”: Tak stoimy! 31°30,505N, i … a długość sobie sam dopasuj i podaj – zobaczymy czy trafiłeś ;)). Trafiłem: Essaouira. Czekamy na wrażenia.
11 lutego, niedziela
Na moje ponaglenia: Gdzie jesteście, co robicie? Gawiedź jest ciekawa, żąda i wymaga, dostałem odpowiedź: Powiedz Gawiedziowi, żeby nie był taki ciekawski, bo mu kozia mordka wyrośnie. 32st18,332′N 009st14,912′W. Przypasowałem i wyszło, że są w Safi, 140 Mm na południe od Casablanki. Zalał mnie stos zdjęć.
Drzwi do Safi i Rezydencja warowna Keszla lub Burdż ad-Dar
Palmy i grafitti
Koty, jednoślad i wyroby ceramiczne na suku w Safi
Rybak i Szefem Burczymucha.
Ponieważ się nieco opóźniałem z edycją, znowu mi się dostało: Widzę, że Gawiedź wystraszyła się koziej mordki i boi się umieścić cokolwiek na stronie. Jednym słowem cały czas jesteś na procy. Już nie jestem! A swoją drogą zastanawiam się, kto jest Burczumuchą
10 lutego, sobota
LADY MELINA departed from
Port MOHAMMEDIA
at 2018-02-10 10:19 Local Time (2018-02-10 09:19 UTC)
9 lutego, piątek
Chłopaki (w osobie Maćka R.) przysłali parę fotek pt. „Zakupy”, „W drogę”, „Na spacerniaku” i „Różne” oraz drobną życzliwą uszczypliwość:
... i „wisisz” nam pączki tłusto-czwartkowe, bo tutaj (w tym wypadku na morzu) nie udało nam się nigdzie ich kupić ... ;((
... finansista płaci ;)
... zamówiona taksówka podjechała
6 lutego, wtorek
Wczoraj w Esteponie, mimo dobrego zachowywania się, zostaliśmy zmuszeni z Markiem do opuszczenia pokładu. Zrobiliśmy to ze smutkiem. Smutkiem, który utopiliśmy w pięknie, które niewątpliwie zrobiło na nas wrażenie.
A oni popłynęli sobie. I dopłynęli do La Linea za Gibraltarem.
Dzisiaj w związku z tym poobieżyświatowali sobie po kawałku Zjednoczonego Królestwa.
Na koniec dnia Leszek uprzejmie doniósł: Musimy doształować trochę procentów. Na razie chłopaki nie odzywają się do mnie, bo zaprowadziłem ich do chińczyka, tylko pomyliłem godziny otwarcia i musimy pójść jeszcze raz o 19-tej. A chłopy były głodne…
4 lutego, niedziela
Silnik działał znakomicie, ale płynęliśmy również na żaglach. Niestety nocny sztorm, który zdjął nam czerwone światło nawigacyjne, wiatr w mordę i nieprzyjemna, prawie bałtycka fala, zmusiły nas do zmiany planów dopłynięcia do Gibraltaru. Stanęliśmy w porcie Estepona. Tuż po przypłynięciu o wpół do trzeciej nad ranem szef mariny podarował nam powitalną butelkę wina. Wgapialiśmy się w nią do piątej, po czym poszliśmy spać.
Prognoza pogody przepowiadająca silny zachodni wiatr, przewalające się burzowe chmury i nagły spadek temperatury do 12 st. C. spowodowały decyzję o pracach bosmańskich na miejscu. Tak, Wojtek zawsze ma długą listę różnych pierdół do zrobienia na jachcie. Zeszło nam tak do wieczora. Trudy dnia zrekompensowała wizyta w knajpie Original Pekin.
Obecnie znowu wgapiamy się w podarowaną butelkę wina.
3 lutego, sobota
Dzisiaj o godz. 15 wypłynęliśmy z Benalmadena pod Malagą w kierunku na zachód. W ekipie Wojtka Codrowa są: Jurek Kobra Żurowski, Maciek Rukasz i Leszek Guszewski oraz tymczasowo Marek Gostkowski i ja. Jest piękna słoneczna pogoda, ale nieco chłodniej niż się spodziewaliśmy, bo ok. 17 st. C. No cóż, przecież to zima.