Archiwa kategorii: Etap .7-8 – Szkocja-Irlandia
Za zdrowie
1 sierpnia, piątek:
„Ostatni dzień. To nie może być prawda – już? Różni ludzie wieszczą nam gdzie wylądujemy w życiu, a my wylądowaliśmy na Melinie i było super. A na koniec kolacja kapitańska, gdzie przy pysznym jedzeniu toastom nie było końca. Za zdrowie:
- Wojtka, naszego kapitana najlepszego z kapitanów
- Hanuś, naszego sternika i kaowca
- Inki, ministra finansów rejsu
- Zbyszka, ogarniającego nasze zaopatrzenie i wycieczki
- Roberta, człowieka do najtrudniejszych zadań specjalnych
- Ani, której pomocna dłoń,uśmiech i sałatki były bardzo dla nas ważne
- i moje, bo bardzo bym chciała wypłynąć jeszcze w taki rejs.”
Aneta
Pokój na godzinę…
31 lipca, czwartek:
Aneta lizusowsko zapodaje: ” Choć załoga rwała się do drogi, nasz doświadczony Kapitan podjął bolesną, ale jedynie słuszną decyzję – rejs uznaje za zakończony”.
A dalej zgodnie ze stanem faktycznym: „Trochę z żalem, trochę z ulgą postanowiliśmy poprawić nastroje w pubie. Wczorajszy wieczór okazał się wyjątkowy. Ośmiu miejscowych muzyków stworzyło idealne warunki dla wspólnych śpiewów i degustacji lokalnych trunków. A dzisiaj wprawiliśmy w osłupienie panią w recepcji hotelu wynajmując pokój na godzinę dla siedmiu osób… A później na Melinę do robót bosmańskich i klarowania łódki. Ale za to wieczorem dzielimy się zadaniami – dziewczyny jadą muzykować, a chłopaki gdzie indziej degustować”.
Killybegs
30 lipca, środa:
„Żyjemy :)” – to Aneta. I dalej: „Zgodnie z sugestiami posiadanego przewodnika przypłynęliśmy odpocząć do Killybegs (i skorzystać z miejscowego sklepu Tesco, który zaprasza do udziału w licznych promocjach)”. Niby śmiesznie i wesoło, ale następnie… „A tak na poważnie, wszyscy jesteśmy cali, Melina spisała się dzielnie, ale pokonał nas kolejny front, przed którym nas ostrzegają”.
Z rozmowy z Wojtkiem wynika, że rozkołysany zachodnim wiatrem Atlantyk gonił Melinę 5-metrowymi falami, coraz bardziej stromymi zbliżając się do lądu. Kto wie, czy w Killybegs nie zakończy się ten etap…
Dziś wszyscy padli
29 lipca, wtorek:
Na moją wieczorną zaczepkę: „A co z dzisiejszą relacją? Gawiedź czeka!”, kapitan Wojtek Codrow odpowiedział krótko: „Będzie jutro. Dziś wszyscy padli”. Się działo…
Środowy ranek potwierdził wtorkowe się dzianie. Aneta relacjonuje: „Uzbrojeni w cinarizinę i dobre humory wypłynęliśmy (z Fahan) ze śpiewem na ustach Hanuś. A potem dzień, jak co dzień – sztorm 6 B i pięciometrowe fale. Bogu dzięki za wyspę Aran, za którą po 10 godzinach schowaliśmy się na noc”.
Aktywne leniuchowanie
28 lipca, poniedziałek:
Dzień upłynął na różnych robotach bosmańskich oraz podjęciu próby wypłynięcia z portu (Fahan) zakończonej ćwiczeniami fizycznymi z użyciem bomu. Ale za to wieczór… Załoga podzieliła się na dwie grupy. Jedna udała się do miejscowej knajpki „The Railway Tavern and Firebox Grill” uchodzącej za najlepszą w całej Irlandii.
Warto było, polecamy – pysznie i niedrogo. Druga grupa pojechała do Derry posłuchać irlandzkiej muzyki na żywo.
PS. Prognoza, o którą prosiliśmy, dobra przyszła tylko jedna, cytuję: „w Tesco mają potanieć trampki”.
Aneta
Tęcza i sztorm
27 lipca, niedziela:
„Miasto (Londonderry) pożegnało nas piękną podwójną tęczą, a później… rozjuszony Atlantyk bryznął nam radośnie pianą w twarz (8 – 9 Beauforta), dając poznać wszystkie uroki żeglarstwa. Pierwszy posiłek udało nam się zjeść przy szóstce późnym wieczorem w marinie Fahan.
Coś nam mówi, że to miasteczko oferuje mnóstwo atrakcji, które będziemy zgłębiać w najbliższym czasie. No, chyba że któryś z przyjaciół przekona nas do wypłynięcia, podsyłając dobrą prognozę pogody.”
Aneta
Deszczowy kontakt z Irlandią
26 lipca, sobota:
„26 lipca, w dniu swojego święta, wszystkie Anny, Joanny i Anety zgromadzone na pokładzie w towarzystwie męskiej części załogi, wpłynęły do skąpanej w deszczu Irlandii „. To napisała Aneta, a z mapy wynika, że w dniu tego święta Melina ostatecznie stanęła w Londonderry.
Crinan i Islay (a Irlandia poczeka)
25 lipca, piątek:
AIS już działa, a Aneta kontynuuje: ” Delfin poczekał na nas do rana i wraz z kumplami wyprowadził nas z kotwicowiska. W Crinan spotkaliśmy sympatycznego rodaka, który nie umiał ukryć podziwu dla piękna Meliny. Zostawiliśmy go podziwiającego i udaliśmy się na spacer wzdłuż Crinan Canal. I tu naszym zachwytom nie było końca. Wieczór spędzimy już w Irlandii – oj, będzie się działo! Pozdrowienia od nas wszystkich, żałujemy, że nie ma Was tutaj”.
Tak było popołudniu, a wieczorem… : ” Z pasażerem na gapę w postaci mewy siedzącej na topie masztu zawitaliśmy na wyspę Islay. Ściągnęła nas tam wielka ilość destylarni oraz ceildh, w którym wzięliśmy udział. Zabawa była fantastyczna. Jesteśmy pod urokiem lokalnych talentów. Irlandia poczeka do jutra”.
Lunga, Staffa i Iona
24 lipca, czwartek:
Jak donosi nasza korespondentka Aneta, jest fajnie. Fajność ta uwypuklona została w następującym dzisiejszym porannym smsie: „Pozwalając wszystkim turystom opuścić wyspę Lunga, wczorajszy wieczór spędziliśmy jedynie w towarzystwie puffinków, kormoranów, mew i królików. Za to dzisiaj, nie budząc innych załóg, samotnie podziwialiśmy w porannym słońcu niesamowite piękno bazaltowych form na Staffa„.
Późnym wieczorem fajność została przez Anetę potwierdzona: „Dzień upłynął nam pod znakiem Columba (powinno być Columby – dop. BR…). Widzieliśmy miejsce, z którego zaczął chrystianizację Szkocji. Malownicza Iona, a potem piękny zachód słońca w towarzystwie delfina. Czy można chcieć więcej?”
Na Skye
23 lipca, środa:
Mimo, że Melina zniknęła na Marine Traffic, dzisiaj o 1037 nadszedł następny sms od Anety. Najciekawsze było to oświadczenie: „Wczoraj wieczorem sięgnęliśmy dna – za karę Kapitan wyrzucił nas z kotwicowiska”. Do tego dołączony został taki opis sytuacji: „Na Skye przywitały nas foki i duże kopytne (chyba sarny). Wczorajsze kąpiele w oceanie zamieniliśmy na kąpiele w górskich strumieniach (po wcześniejszym zdobywaniu szczytów pod opieką Roberta – ratownika GOPR)”.
Etap 7 i 8 – wreszcie jakieś informacje
22 lipca, wtorek:
W końcu otrzymaliśmy jakiś pisemny sygnał od załogi Wojtka Codrowa. O godz. 1251, kiedy dopływali do Tobermory, nadszedł SMS od Anety: „Płyniemy w pełnym słońcu, a zapas kremów z filtrem jest już na wykończeniu. Nastroje znakomite. Mniej doświadczeni załoganci pełnymi garściami czerpią ze skarbnicy wiedzy w postaci Hanuś i Wojtka. A w wolnych chwilach wspominamy różne przygody żeglarskie i nie tylko, które przeżyliśmy z Hannayami. Pozdrawiamy miłośników Meliny, Hannayów i żeglarstwa”.