22 sierpnia, poniedziałek
Wczorajszy niedzielny poranek nie nastrajał do intensywnego pływania. Maciek zatem wziął się do roboty.
Maniuś, mimo niezbyt zachęcającej aury, ruszył w góry. Po powrocie jego relacja była na tyle optymistyczna, że postanowiliśmy w południe też się ruszyć.
Na szczyt Reinebringen (448 mnpm) trzeba pokonać 1978 schodów – naprawdę niezła stromizna. Zziajani dotarliśmy prawie w komplecie. Warto było, bo chmury nagle się rozstąpiły i ukazały najbardziej znany widok Lofotów.
Zejście było nie mniej uciążliwe. Jednostajna kaskada schodów dała naszym kolanom nieźle w kość. Czujemy to do tej pory
Jeszcze przed nocnym sztormem postanowiliśmy przepłynąć się na sąsiadujący z Reine jakby tatrzański Czarny Staw – Reinefjord. Byliśmy zadziwieni niesamowitymi widokami, podziwialiśmy strzeliste szczyty wychodzące wprost z wody.
Maniek i Joasia poszli na plażę (piaszczystą!), Ewa i Antek na krótszą wycieczkę, a Maciek wziął się znowu do roboty. Efekt:
Zupa z rdzawców była pyszna, a pieczone makrele rozpłynęły się w naszych ustach.
Dzisiejszy poniedziałek był zimny, sztormowy i bardzo mokry. Siedzieliśmy w marinie, ale nie nudziliśmy się.