Archiwa kategorii: Etap .3 Grenaa – Bergen (N)

W Bergen koniec etapu 3.

3 czerwca, sobota

Jak twierdzą znawcy, w Bergen 360 dni w roku pada. Faktycznie, było tak i tym razem. Nie przeszkodziło to nam w pójściu po przypłynięciu w piątek wieczorem do pubu na music live i piwo. Przy okazji były tańce, co widać było na żywo i na telebimie.

20170603_010113m

Rano w pospiesznym poszukiwaniu kibelków i prysznica rozgryźliśmy tajny kod dostępu do budynku z takimi uciechami (2000) i zadowoleni i czyściutcy wzięliśmy się za przygotowanie jachtu do przekazania następnej załodze. Na szczęście sobotni ranek i południe były słoneczne.

20170603_142025m 20170603_142325m

No i skończył się rejs. Przepłynęliśmy rekordowe, jak na razie, 466 Mm w czasie 94 godzin, z czego niestety znowu aż 58 godzin na silniku, ale jednak też 36 godzin na żaglach.

20170603_142143m 20170603_142005m

Dla przypomnienia końcowe zdjęcie uczestników. Od lewej: w dolnym rzędzie Agnieszka, w górnym rzędzie Bartek, Zed, Paweł, Mikołaj, Adam i Andrzej D., w rzędzie poza kadrem Bolek. No i to by było na tyle.

Dywagacje z deszczowej drogi

2 czerwca, czwartek

„Relacji ciąg dalszy, a zarazem chyba jej koniec, bo dziś stajemy w Bergen.

Wczoraj z Jorpeland przepłynęliśmy do… Hundesund, Kundelsund? Jakoś tak. Mieliśmy chwilę pięknej pogody i nawet ciepło się zrobiło.

Po drodze Agnieszka wspięła się na maszt. Na samą górę. Była w specjalnych majtkach i przywiązana do fału. Stała na salingu i robiła śmieszne figury. Zuch dziewczyna. Bo to był ten górny saling. Ja bym nawet na dolny nie wlazł. Agnieszka wzięła ze sobą kamerę sferyczną Bartka. Piękne zdjęcia z tego wyszły. A jak zeszła na pokład, to odśpiewano jej „Sto lat” na siedem głosów.

Na obiad było coś dobrego… Nie pamiętam. Warte jest jednak zaznaczenia, że na Melinie się dobrze je, a to za sprawą poleconego i dostarczonego przez Bolka zaopatrzenia z jakiegoś cateringu we Wrocławiu. Pycha. Rumsztyki, dewolaje (nie wiem jak to się pisze), schabowe, i sam już nie pamiętam co. Aha, i pierogi. Z mięsem oraz ruskie. Wszystko to zapakowane próżniowo, tylko otworzyć, podgrzać i jeść.

W Hundesund okazało się, że Adaś ma jeszcze jedną butelkę. Tak jakoś mu się zapomniało przez cały rejs o tym wspomnieć. W dodatku niewielka – półtoralitrowy Grant’s. Wyrazy uznania dla Adasia niniejszym.

Przy tej butelce wysłuchaliśmy przejmującej opowieści Bolka o o zatonięciu pierwszej Meliny. Jak spotkacie Bolka, koniecznie poproście go o tę opowieść. Potem było parę innych opowieści; morskich, jak to bywa w takich przypadkach, i jeziorowych też.

Kiedy butelka się skończyła, sięgnęliśmy po smętne resztki z szafki alkoholowej, którymi okazały się być trzy butelki wina. Jakoś daliśmy radę. Nikt nie biegał na metę.

A ostatnią resztką z tej szafki była puszka piwa, która przed chwilą rozszczelniła się w wyniku zafalowania, i kapitan zarządził jej rozpicie. Bartek oddał mi swoje dwa łyki. Czołem, Bartku! Od razu lepiej się pisze.

Daleko jeszcze mamy do tego Bergen. Cały dzień płynięcia. Wiatr słaby, z południa. Deszcz. Mało widać. Kto może, siedzi pod pokładem, a kto musi, to na. Kambuz spisuje się na medal. Na śniadanie była jajecznica. Internet raz jest, raz go nie ma, czasem przyjdzie jakiś mail, czasem nie.

I to by było na tyle, powiedziała Agnieszka.

Andrzej D.”

Hau…, Haugesund na Dzień Dziecka

1 czerwca, czwartek

Dzięki Olgierdowi M. mapy już działają (to dla niepokojących się). I pompa wody szarej, i wskaźnik paliwa też, i olej w silniku jest, i ogólnie wszystko jest ok.

W Jørpeland po męczącej wycieczce staliśmy do rana. Wreszcie stało się słonecznie i wesoło. W końcu to Dzień Dziecka. Na to konto Agnieszka postanowiła zrobić coś. I zrobiła zdjęcie z salingu grota.

20170601_130335m 20170601_125507m

SAM_100_0930_standard_1mm SAM_100_0930_standard_2mm

Potem to już sobie płynęliśmy, nawet trochę na żaglach, aż dopłynęliśmy do Haugesund, ślicznego miasteczka nad samą wodą.

20170601_204338m 20170601_204504m 20170601_204652m

Ponieważ to Dzień Dziecka, więc zgodnie z tradycją nie myliśmy się. Fajnie było.

Preikestolen

31 maja, środa

„Suchej relacji z rejsu pod kpt. Woronieckim, w towarzystwie armatora Bolka, na pięknym jachcie Lady Melina część druga.

Wczoraj w południe dopłynęliśmy do Stavanger. Wcześniej Agnieszka dostała dwa razy falą w buzię. Bardzo ją to ucieszyło i naciskała, żeby wspomnieć. W ogóle, tam kawałek po morzu płynęliśmy od Kristiansand do Stavanger, poza fiordami. Na silniku, bo wiatr w twarz. W pewnym momencie Bolek poradził pod brzegiem płynąć, bo nie szło iść pod fale, a pod brzegiem fale mniejsze. Rada zadziałała doskonale. Pod brzegiem było praktycznie po równym.

Mapa nam się zepsuła. Nie papierowa, bo takich tu chyba nie ma, tylko w komputerze; ta, co się wyświetla w kokpicie. Zaczęła głupoty pokazywać. Na szczeęście jest ten ważniejszy komputer w nawigacyjnej, i na nim mapa działa.

20170531_112200m

Przygody w Stavanger standardowe:

- Nie udało się zapłacić za postój pomimo licznych prób. Instrukcja na automacie jest dosyć wyraźna; nawet jest napisana po angielsku. Co z tego, jak nie działa? Nie da się zapłacić. Być może dlatego, że to jeszcze nie sezon, ale jakoś tej informacji automat do płacenia nie był uprzejmy nam wyświetlić, a już na pewno nie po angielsku.

- Kąpiel. Odbyła się. Dzięki naszej wachcie toaletowej. Chłopaki zaraz po przypłynięciu zaczynają nogami przebierać: kąpać, kąpać. I idą w miasto, i szukają, i znajdują. I znaleźli wczoraj jakieś miejsce, gdzie wchodzi się kąpać poprzez podanie kodu uzyskanego z płatności, której nijak nie mogliśmy wykonać. Ale jakiś tam ktoś ich wpuścił i wszyscy się wykąpali. Trzech się ogoliło.

- Impreza. Normalnie, co tu opowiadać. Napiliśmy się, poszliśmy spać.

20170530_152914m

No, a teraz jest dzień dzisiejszy, w którym opuściliśmy Stavanger. Rano je opuściliśmy ku rozpaczy licznie zgromadzonych na kei norweskich panien, ale trudno. Przypłynęliśmy do Jørpeland i tu mieliśmy przygodę pt. „Wycieczka na Preikestolen”. Preikestolen to miejsce, gdzie jest najsłynniejsza w Norwegii skała „The Pulpit Rock”.

20170531_141816m

To był jeden z punktów planu całej naszej wycieczki. Pojechaliśmy busikiem wcześniej umówionym, za 1200 NOK w dwie strony. Bardzo trudno było iść. Jakby ktoś Was zachęcał, nie wierzcie! To jest mordęga. 4 km w górę po kamieniach układanych przez Nepalczyków. Nierówno układają. W każdym razie nieśliśmy w plecekach różne fajne rzeczy, które Pawełek zaczął wydzielać na samej górze ustawiając się w powabnej pozycji ze ściereczką przewieszoną przez przedramię, i potem w czasie schodzenia, im dalej tym częściej. W sumie przyjemna wycieczka. No, ale jak byliśmy na samej górze, to… Zero widoków. Chmury. Byliśmy w chmurach.

20170531_143907m

Więc zupełnie ta wycieczka bez sensu by była, gdyby nie Pawełek ze swoją ściereczką i te parę zdjęć, które schodząc zrobiliśmy.

20170531_162922m

A teraz jesteśmy na jachcie. Godziny sobie wolno płyną, języki zaczynają się plątać po zupie pomidorowej przygotowanej przez Bartka. Jest cudownie.

Pozdrowienia od całej załogi.

Andrzej D.”

Motylem przez Kattegat, dieslem przez Skagerrak

29 maja, poniedziałek

Jest piękny poranek. Po spokojnym Kattegacie i mniej spokojnym Skagerraku na chwileczkę przycupnęliśmy w norweskim Kristiansand.

20170529_061311mm

I dalej w drogę. Z wielką przyjemnością jeden z Andrzejów podjął się heroicznego wyzwania napisania, a Bartek zrobienia zdjęć w krzywym zwierciadle. Efekt poniżej.

„Ahoj Wszystkim!

Jesteśmy z Bolkiem na Melinie od dwóch dni, w składzie: Mikołaj W. jako kapitan, Agnieszka W., Andrzej S., Paweł G., Bartek P., Adam S. i Andrzej D. jako reszta.

Wyruszyliśmy 27/5 ze wschodniej Jutlandii, a teraz (29/5 rano) – przed chwilą – wyszliśmy z Kristiansand w Norwegii. Zamierzamy dotrzeć do Bergen, i to szybko, bo tam mamy umówiony samolot.

Przez te dwa dni (i dwie noce) zaliczyliśmy większość elementów żeglarstwa morskiego. Najpierw było słoneczko i bagsztag, leżaczki na pokładzie (bez drinków z palemką), a potem, jak skręciliśmy w lewo w ulicę Skagerrak, to był silny wiatr w buzię i fale, genua, bezan, bezan, genua, pawik, pawik, pawik…

Ale teraz już jest spokój na jakiś czas. Z Kristiansand idziemy jakimiś fiordami (jeszcze nam z rąk nie jedzą), żeby uprzyjemnić sobie podróż, zdjęć porobić i ulżyć swojej niedoli, no bo zaraz potem wychodzimy z powrotem w morze, a tam czeka na nas ten sam wiatr w buzię, co nas tu przyprowadził.

Jakbyście byli w Kristiansand przed sezonem, czyli przed 31/5, to nie liczcie na toaletę. Chłopaki znaleźli jedną… Na dworcu autobusowym. Szukali chyba dlatego, że w tym czasie jachtowa była zajęta, bo Bolek reperował odpływ brodzika. Nareperował i teraz kibelek działa, ale w międzyczasie koledzy, zanim dotarli do dworca autobusowego, zdołali znaleźć płatną toaletę za 1 euro. Wrzucili pieniążek, toaleta go skwapliwie przyjęła, ale ich nie wpuściła. Snują teraz domysły, dlaczego – co z nimi nie tak.

Bartek ma kamerę sferyczną. Oto skutek jego wysiłków (to my na Melinie, z góry):, w chwili relaksu):

Wawa1m

A to inne zdjęcie z 3d, sami widzicie jak przyjemnie:

Wawa2m

No i tak… Jest pięknie. Troski domowe zostały na lądzie. Wracają niekiedy, jak wejdziemy w zasięg komórkowy; wtedy all hands do telefonów, ale poza tym naprawdę jest OK. Melina jest super. Bolek jest fajny. My jesteśmy fajni też. Polecamy tę formę wypoczynku.

Andrzej D.”

Etap 3 – z Warszawy do Norwegii

28 maja, niedziela

Od wczoraj Lady Melinę zasiedliła załoga z Warszawy. Kapitanem jest Mikołaj Woroniecki. W ma załodze Agnieszkę, Adama, Andrzeja, Andrzeja (dla rozróżnienia zwanego Zedem), Bartka i Pawła, a ja uzupełniam ten peleton jako bosman.

20170528_074057m 20170528_074017m

Wymiana załóg odbyła się w Grenaa. Od razu zaczęło wiać korzystnie z południa (wiadomo, Stolica – zawsze mają łatwiej). Ruszyliśmy zatem natychmiast i od sobotniego południa do teraz, kiedy minęliśmy Skagen (godz. 8 rano), płyniemy cały czas na żaglach. Mamy rekord! Agnieszka jest pierwszą kobietą, która opłynęła północny kraniec Danii. Pierwszą na Lady Melinie… :)