Archiwa kategorii: Etap 20,21 – północna Hiszpania

Koniec planowo w Lizbonie, ale autem

7 października, sobota

Przed świtem, niemal nie budząc śpiącej nowej załogi, ruszyliśmy z Porto do Lizbony. Stamtąd mieliśmy loty do domu, bo tam planowaliśmy zakończyć nasz rejs. Owszem zakończyliśmy, ale nie dopłynęliśmy, a dojechaliśmy autem. Po pożegnaniu Moniki, mając parę godzin wolnego, ruszyliśmy z Piotrem na miasto.

20171007_105344m 20171007_105716m 20171007_114140m 20171007_115808m

Na piechotę zobaczyliśmy kilka zabytków, stare budynki, zaułki, odpoczęliśmy nad oceanem i oczywiście znów poszliśmy na całość.

20171007_122913m 20171007_121629m

W nowoczesnym kołchozie gastronomicznym zjedliśmy tylko lokalne zupy (Piotrek zieloną, ja czerwoną), a zamiast ryb lub innych mariscos w małej restaurace w całkiem bocznej uliczce skonsumowaliśmy, jak chłopy, normalne steki. No.

Atrakcją na koniec był przejazd paru przystanków starym tramwajem, których całe stada funkcjonują jeszcze i obsługują normalne linie, przeciskając się wąskimi uliczkami starówki. Jak dam radę, to umieszczę tu filmik z tej niecodziennej przejażdżki. O, udało się tu.

20171007_143320m 20171007_143550m

A podsumowanie rejsu wygląda całkiem okazale. W trójkę w dziesięć dni pokonaliśmy na Biskajach i Atlantyku 423 mile morskie, płynąc 89 godzin, większość na silniku, ale też 27 godzin na żaglach. Odwiedziliśmy hiszpańskie Santander, Ribadeo, Praia Das Catedrias, Viveiro, A Corunę oraz portugalskie Viana Do Castilo, Porto i Lizbonę.

Warto było. Szkoda, że już koniec.

Porto w Porto

6 października, piątek

Tym razem znów poszliśmy na całość … już w południe.

20171006_141745m 20171006_141757m

Grillowane sardynki, łosoś i kalmary w lokalnej knajpie (rzut beretem od mariny) z tradycyjnie zielonym winem smakowały znakomicie. Następnie na piechotę, żeby trochę się poruszać po takim obżarstwie, pomaszerowaliśmy wzdłuż rzeki w kierunku centrum.

20171006_151626m 20171006_152815m

Ale po drodze wstąpiliśmy na degustację, a jakże!, porto.

20171006_155214m 20171006_162424m

A potem, lekko mając w czubie, ruszyliśmy po pięknym historycznym centrum.  Ładne.

20171006_165253m 20171006_165935m20171006_173144m 20171006_182731m20171006_173422m 20171006_181044m

Zmęczeni usiedliśmy w ciemnym zaułku w maleńkiej knajpce na kawę.

20171006_175505m 20171006_180550m

Późnym wieczorem, zmęczeni wróciliśmy ostatnim promem na jacht.

20171006_193433m 20171006_194959m

Następna ekipa pojawiła się przed północą. Szybkie powitalne piwko, przekazanie jachtu i w ósemkę zgodnie ułożyliśmy się do snu.

W porcie w Porto

5 października, czwartek

W nocy dotarliśmy do Porto. Przed portem znowu dopadła nas gęsta mgła. W główki portu weszliśmy ambitnie na żaglach. W porcie nie poszliśmy na porto, bo było już za późno - portowe knajpy były już zamknięte. Zwiedzanie Porto i smakowanie porto zostawiamy na jutro.

W Portugalii Święto Republiki.

Wreszcie Portugalia

4 października, środa

Rano zdechło, a na dodatek w samo południe pokryło się gęstą mgłą. Bardzo gęstą. Mroczki i świetliki przed oczami pojawiały się na przemian już po kilku minutach wpatrywania się w tę watę. A wokół pełno rybaków, których widać było jedynie na AIS-ie. Radar nie dawał rady ich rozpoznać, takie to były maleństwa. A my ich w ogóle nie widzieliśmy, mimo, że przepływaliśmy czasem 100-200 m od nich.

Tak gnani nieodpartą chęcią dotarcia wreszcie do Portugalii, wreszcie dotarliśmy. Wieczorem weszliśmy w ujście rzeki Rio Lima i szczęśliwym trafem dotarliśmy do Viana Do Castilo. Stanęliśmy w nurcie rzeki, bo o tej porze zwodzony most do mariny był już zamknięty. A mgła nadal była niezła, choć zdecydowanie już rzadsza. Tak to właśnie wygląda ciepła, słoneczna Portugalia.

20171004_185834m 20171004_190436m

A potem… jak zwykle… znów poszliśmy na całość…

20171004_203910m 20171004_203656m 20171004_220950m 20171004_221002m

A lokalne zielone wino pasowało do tego znakomicie!

A Coruña, a potem hyc za winkiel

3 października, wtorek

20171003_200737m To był piękny zachód słońca. Jest już noc.

Od kilku godzin płyniemy wreszcie na żaglach. Ciepły, lekki baksztag prawego halsu niesie nas wzdłuż północno-zachodniego cypla Hiszpanii. Księżyc w pełni. Cicho, spokojnie…

Aż tu nagle… Atakują ze wszech stron.

20171003_222204m 20171003_222450m

Z powietrza Heliodor. Z morza cztery kanonierki w karnym ordynku… Gorąco.

20171003_223440m

A wczoraj, w poniedziałek, było tak spokojnie! A jak było? Otóż: „Pobudka o piątej czterdzieści.  Koszmar, ale tak nieopatrznie postanowiliśmy, bo przecież…” tam czekają i niecierpliwią się. Płynęliśmy cały dzień. Wieczorem dopadła nas, jak zwykle na Biskajach, bałtycka falura, a na dodatek mgła. O mało co nie wpadliśmy na wielki okręt wojenny, który nam się objawił z tak zwanego Nienacka. Tym sposobem dotarliśmy do A Coruñy.

20171003_091203m

A wieczorem… znów poszliśmy na całość…

20171002_225918m 20171002_215737m 20171002_215431m 20171002_220231m

Robocza niedziela w Viveiro

1 października, niedziela

Pierwszy dzień miesiąca uczciliśmy całodziennym mozolnym trudem. A dzień był bardzo ciepły i słoneczny. Przede wszystkim wymieniliśmy niesprawną pompę w kingstonie. Trwało to cały boży dzień. Od tej pory te rzeczy można będzie robić znowu po staremu. Naprawiliśmy czerwone światło nawigacyjne. A oprócz tego wymieniliśmy (być może niepotrzebnie) wkład rurkowy w wymienniku ciepła i zrobiliśmy parę pomiarów.

20171001_121502m

A wieczorem… znów poszliśmy na całość…

20171001_215948m 20171001_220213m 20171001_215903m

Ciemność widzę

30 września, sobota

Pobudka o piątej czterdzieści.  Koszmar, ale tak nieopatrznie postanowiliśmy, bo przecież pociąg był o 6.55.

20170930_064827m

Przypomnę, że w Hiszpanii obowiązuje ten sam czas, jak w Polsce, ale słońce wstaje 1,5 godziny później. Wysiedliśmy po 8 minutach jazdy i zobaczyliśmy to:

20171001_151638m

Z latarkami w rękach dotarliśmy pokonując 1,5 kilometra gdzieś. Powoli czarność przechodziła w szarość, powoli w coraz jaśniejszą. Znaleźliśmy się w Praia Das Caterdrais. O świcie, przy niskiej wodzie, tak jak chcieliśmy.

20170930_080029m 20170930_080422m 20170930_080959m 20170930_085040m

Wody przybywało coraz szybciej. Musieliśmy uciekać z zalewanej plaży. Piękny widok.

20170930_104435m 20170930_091546m 20170930_103831m 20170930_104144m

Po przyjściu na, hm, dworzec kolejowy, rozjaśniło się nam to, co było wcześniej ciemne.20170930_110947m 20170930_105805m

Popołudniu, przewidując niekorzystną zmianę kierunku wiatru, ruszyliśmy z Ribadeo i bardzo późnym wieczorem przybyliśmy do Viveiro.

Ciurkiem z Santander do Ribadeo

29 września, piątek

Wczoraj, w czwartek rano, błąkając się autem po rozdrożach najbliższej okolicy, zaopatrzyliśmy się w najniezbędniejsze :) wiktuały. Potem przyjęliśmy miłą wizytę panów celników. W jej efekcie otrzymaliśmy różowe papiery… W tym kontekście puerto deportivo Santander wyglądało całkiem, całkiem.

20170928_142255m 20170928_142611m

Z tym całym bagażem popołudniu ruszyliśmy z Santander. Spokojna żegluga na brzęczącym silniku trwała całą noc. Dzisiaj w dzień dopadła nas niemal bałtycka telepawka (jak to na Biskajach) – obiad słabo nam wchodził, a lepiej wychodził.

Wieczorem, po 29 godzinach żeglugi, stanęliśmy w Ribadeo.

Etap 20 i 21: z Biskajów do Portugalii

28 września, czwartek

Równo o godzinie 4 w nocy zaokrętowano w Santander całą pełną załogę etapu 20/21 w składzie Monika Kaczorowska, Piotrek Menartowicz i ja, Bolek R. Osób: trzy. Utrudzeni poszliśmy spokojnie od razu spać.

A wcześniej było bardzo skomplikowanie. Ja z Piotrem lecieliśmy z Wrocławia przez Londyn do Santiago de Compostella. Tam odebrał nas z lotniska Przemek i Michał z poprzedniej załogi, jadąc tu autem z Santander. Razem pojechaliśmy do Vigo, gdzie wg całkiem początkowych planów mieliśmy – oni zakończyć, a my – rozpocząć rejs. Mając chwilę czasu zwiedzaliśmy wspólnie miasto.

20170927_180539m 20170927_182358m

Rozstawszy się z nimi poczekaliśmy do późnego wieczora na Monikę, która tu miała przylecieć z Amsterdamu przez Barcelonę. W tak zwanym międzyczasie zwiedzaliśmy okoliczne okolice, wypatrzywszy m.in. coś takiego na dobry początek.

20170927_202517m 20170927_201639m

Z kopyta ruszyliśmy w 550 kilometrową podróż, aż dojechaliśmy i zaokrętowaliśmy się, o czym było na wstępie. Tak zaczął nam się nasz rejs. A co dalej? – zobaczymy.