Archiwa kategorii: Etap 50 Malaga-Alicante

España para ver!

29 maja, sobota

Od Marka W. przyszła oczekiwana końcowa relacja i zdjęcia. Oto one:

„PIĄTEK 22-go
Zwiedzaliśmy starówkę Cartageny w podgrupach (jak zawsze).
zdjęcie 2c zdjęcie 3c
Jak dotąd to chyba najładniejsze miasto portowe na naszej trasie. Kto nie był, niech koniecznie tu przypłynie – przyjedzie – przyleci (niepotrzebne  skreślić).
zdjęcie 1c zdjęcie 6c
Zostalibyśmy dłużej, gdyby nie dystans do przepłynięcia i dobre prognozy. Wielokrotnie komplementowaliśmy Kapitana za manewny w portach, ale tym razem Darek dał nam popis pięknego i bezpiecznego odejścia od kei, po czym postawiliśmy wszystkie 3 żagle Meliny, w które całkiem sympatycznie wiało SE.
zdjęcie 4c zdjęcie 5c
Pstrągu z podziwu wpadł pod pokład i…uraczył nas rumsztykami swojego przepisu. Popłynęły morskie opowieści do samego Torrevieja, która okazała się kolejną miłą miejscowością turystyczno-uzdrowiskową. Zdrowy mikroklimat Torrevieja zapewniony jest przez złoża soli, którą tutaj wydobywa się „od zawsze”. Oczywiście całe wybrzeże zabudowane paskudnymi wielopiętrowymi hotelami. Aby poprawić sobie poczucie estetyki poszliśmy jeść i pić.
.
SOBOTA 23-go
Pozostały ostatnie 32 mile do przepłynięcia. Szkoda, że tylko tyle. Pogoda piękna, sielanka na pokładzie, odsuwamy od siebie myśli, że to już ostatni dzień na morzu. Do samego Alicante dyskutujemy o tym co nas w czasie tego rejsu spotkało, a co nas ominęło.
Wieczór poźegnalny zaczęliśmy w klimatycznej restauracji Labradores w sąsiedztwie starej Katedry. Dobre (nawet bardzo dobre) jedzenie w przystępnej cenie, wino pomimo niskiej ceny przednie, jednym słowem – kolejne miejsce godne polecenia! Ale to był początek naszego pożegnania z Hiszpanią. W kolejnych przystaniach nie schodziliśmy z ustanowionego w Labradores poziomu kulinarnego. Na niedzielny poranek przenieśliśmy zwiedzanie 
zdjęcie 2a zdjęcie 3a zdjęcie 1a
.
NIEDZIELA 24-go
Ciężki poranek. Ci co położyli się spać pierwsi i tak nie pospali, bo Ci co wrócili na Malinę po nich mieli wiele do opowiedzenia. Stąd mało kto się tej nocy wyspał. Ale tak było planowane. Alicante leży u stóp skalistej góry, na której wznosi się starożytna twierdza Castilio de Santa Barbara. Z twierdzy oraz z grobli którą schodzi się do portu rozciąga się widok na całe miasto i okolice. Większość z nas zdecydowała się nie odpuszczać i poszliśmy zwiedzać twierdzę. Było warto. 
zdjęcie 4a zdjęcie 5a
zdjęcie 6a
.
Były to piękne dni spędzone w doborowej kompanii. Wracamy do Polski z przekonaniem, że znowu spotkamy się na Melinie. España para ver!”
zdjęcie 1f zdjęcie 2f

Koniec 50-ki w Alicante

25 maja, poniedziałek

Pięćdziesiąty etap zakończył się w Alicante wczoraj, czyli w niedzielę, załoga wróciła do kraju i obiecuje, że napisze coś jeszcze i pokaże parę zdjęć. Poczekamy, zobaczymy.

Melina czeka cierpliwie parę dni w marinie na następną załogę.

Mamy wolne 2-3 miejsca na Majorce na etapie 54. od 13 do 20 czerwca. Jacht prowadził będzie Jurek Stępniewski. Proszę o zgłoszenia.

Kolejne trzy dni zaliczone (z żurkiem w tle)

22 maja, piątek

Następuje zapowiedziany cdn. (o dziwo od razu w prawidłowej rzeczywistości) spisany przez Marka W.:

„Wtorek 19-go

Wrocław Radio (czyli Basia G.) potwierdziła wcześniejszą prognozę pogody: BĘDZIE WIAĆ SOUTH-EAST 4-6!!! Jednak jak tu wypłynąć nie zdobywszy zamku niewiernych?  Rada w radę postanowiono fortyfikację zdobyć szybkim atakiem z obozu pierwszego pod Katedrą, do którego dotarliśmy forsownym marszem międzysklepowym. Buszowanie wśród półek okazało się owocne: Janek wiedziony niezawodnym somalierskim instynktem dotarł do właściwej półeczki i odbudował mocno naruszone zasoby napojów (w tym wyśmienite brandy BACO oraz kapitalne wina Monasterio i Sangre de Torro). Tymczasem Rzesiu i Wiktor stanowiący zespół wspinaczkowy dotarli bez tlenu i tragarzy na górny zamek. Reszta z grupy powziąwszy wiadomość o tym, że zamek jest już we właściwych rękach zwinęła obóz i nie czekając na zwycięskich wspinaczy wróciła na Melinę. Przecież nareszcie wiejeee… 

Co będę Wam więcej pisać? Wiatr przepięknie wiał 6 godzin, aż się zmienił na przeciwny na godzinę przed celem. Niebo nie zapowiadało niczego dobrego, ale Posejdon okazał się łaskawy i weszliśmy do portu rybackiego Puerto de Carboneras. Z braku miejsca przycumowaliśmy longside do kutra rybackiego, jako czwarci. Od rybaków dowiedzieliśmy się, że mamy czas do 4-5 rano. O tej porze zwykle wychodzą w morze.

Informacja ta okazała się brzemienna w skutkach. Ale po kolei. Szybko się pozbieraliśmy, wspięliśmy się do miasta, zapytaliśmy napotkaną segñorę o dobrą restaurację, segñora zaprowadziła nad krętymi uliczkami do małej restauracyjki i się zaczęło! Na stół wjechały homary, langusty, krewetki, kalmary i wiele innych. Janek niezawodnie wybrał z karty wyborne wino i zaczęła się uczta. Zjedliśmy wszystko – patrz zdjęcia w którymś z poprzednich wpisów.

Ale jak to z kulinarnymi orgazmami  bywa – tanio nie było. WIĘC JUTRO DO JEDZENIA BĘDZIE ŻUREK.

 

Środa 20-go

Panowie rybacy – jak obiecali - przyszli do pracy ok. 5-tej. My gotowi do rzucenia cum, a oni na to, że za mocno wieje i pada, i że w morze nie wychodzą. Cóż było robić z tak wspaniale rozpoczętym dniem? Troszeczkę jeszcze  pospaliśmy i po szybkim śniadaniu wyszliśmy w morze. W końcu przed nami jeszcze ponad 120 mil do przepłynięcia. Pani Basia z Wrocław Radio obiecała nam poprawę pogody, więc zdaliśmy się na 80 koni mechanicznych Pana Forda i popłynęliśmy do Aguilas. I rzeczywiście wypogodziło się.

Zaraz po wejściu do mariny, zostaliśmy pokierowani przez pracownika obsługi portu do  świetnie położonego miejsca przy nowym nabrzeżu u samego wejścia do mariny. Dzisiaj Melina będzie ozdobą Puerto de Aguilas. Pstrągu  od rana coś kombinował, więc żeby mu do głowy nie przyszły jakieś tortille, rolady ze szpinakiem, czy lazagnie załoga obłożyła go zakazem spożywania wina, aż do… momentu zaserwowania ŻURKU. Pstrągu w końcu uległ. Polski żurek był wyśmienity, niczym nie ustępujący innym „wyczynom” Cooka. Tylko, czemu tyle na niego trzeba było czekać? 

 Podczas tego rejsu tak wcześnie jeszcze nie byliśmy na lądzie. Z braku prac pod- i na pokładzie część załogi wyszła w miasto na kawę. Po powrocie coś przebąkiwali o zjawiskowym bacalao. Dziwne, nie słyszałem wcześniej o tym, żeby do kawy ktoś serwował potrawę z suszonego dorsza. Co na to powie Pstrągu? Czym się zrewanżuje?

 

Czwartek 21-go

Wczoraj Kapitan zamówił w porcie serwis do silnika Meliny. To była kolejna trafiona decyzja Kapitana. Odessanie oleju z silnika wymagało profesjonalnej pompki, zestawu rurek różnej średnicy i profesjonalnego podejścia fachowca.

DSC09559 DSC09572

Prawdziwe problemy zaczęły się jednak podczas wymiany oleju w przekładni: do oleju dostała się woda i zachodziło podejrzenie konieczności  naprawy/wymiany chłodnicy oleju. Serwisant zdemontował chłodnicę i po jej sprawdzeniu w warsztacie orzekł, że jednak jest sprawna. Woda musiała dostać się do chłodnicy w inny sposób. Rozwiązanie tej zagadki pozostawiamy Ojcom Założycielom Asocjacji. My możemy płynąć dalej.

Gdy mechanik zajmował się silnikiem, załoga przystąpiła do klejenia naddartych żagli. Na wyróżnienie wpisem w dzienniku pokładowym zasłużył Wiktor wprawnie operujący taśmą i nożyczkami tak na pokładzie jak i z krzesełka  wciągnięty na wysokość kilku metrów.

DSC09573 DSC09574

W morze wyszliśmy zdecydowanie późno, ale choć wiatr wiał w twarz, Neptun dał mam spokojne morze i do Cartageny dopłynęliśmy ok. 20-tej. Krótka przechadzka nocą po Cartagenie przesądziła o tym, że zostajemy tu do jutra przed południem. Jest tu dużo do zobaczenia”.

Urealnienie rzeczywistości

21 maja, czwartek

Nadeszła errata do wpisu. Nadeszła w … ośmiu egzemplarzach. Otóż wynika z niej, że:

a) piątek 24-go okazał się piątkiem 15-go

b) anonimowa załoga „……………………” okazała się załogą w składzie Pstrągu, Rzesiu, Janek, Piotr, Wiktor i Marek (kapitan został ten sam – Dariusz G.)

c) sobota 25-go, to sobota 16-go; niedzielny poranek zmienił się w poranek 17-go; a wtorek 26-go, to w rzeczywistości poniedziałek 18-go.

d) wzmiankowana wizytówka z załącznika wygląda tak:

iPhone 001 iPhone 002

Ale nadal nie wiem do tej pory kiedy załoga zjawiła się w Almerii – w niedzielę, czy w poniedziałek? (wg wersji już poprawionej). Jest jednak w tym wszystkim coś stałego, bo wszystko to dzieje się w maju.

Żurek z Pstrągiem

19 maja, wtorek

Poniżej relacja z pierwszych dni rejsu przesłana przez Marka Wąsowskiego. Wprawdzie różnica czasu między nimi a rzeczywistością wydaje się zbyt wielka, ale obowiązuje licentia poetica i zatem zostawiam ją bez zmian:

„W piątek 24-go zmiana w składzie : Darek Gurdak – kapitan; ………………………. dotarła do portu w Maladze około godziny 15-tej.
IMG_0319 IMG_0320
Jacht Melina przekazan Kapitanem Rudnikiem Kapitanu Gurdaku  „w stanie takim, jakim jest”,
IMG_0332
po czym obie załogi udały się na miasto realizując przydzielone zadania. W efekcie powróciliśmy na jacht w bardzo dobrych humorach i w poczuciu  właściwie spełnionego obowiązku.
IMG_0543
Pstrągu – samozwańczo obejmując pozycję cooka zapowiedział, że jutro zaserwuje załodze żurek z jajkiem, co spotkało sie z jednomyślą akceptacją.
.
Dzień drugi, sobota 25-go, zaczęliśmy od śniadania podanego przez Pstrąga (jajka sadzone) i po usunięciu problemów technicznych zasygnalizowanych nam przez poprzednią załogę wyszliśmy z portu obierając kurs na Puerto del Este. Wiało w ryj 2,5 węzła więc Melina ruchem nieliniowym jednostajnie kołyszącym dotarła do celu ok. 21-szej.
IMG_0561
Pstrągu zmodyfikował jadłospis i zaserwował załodze kurczaka z makaronem w sosie kaparowym. Po dopłynięciu do Adry Kapitan zarządził wyjście bez zbędnej zwłoki na miasto w poszukiwaniu jakiejś tawerny. Pochopnie podjęty wybór zaowocował ogólnym stwierdzeniem, że więcej tu jeść nie będziemy. Pstrągu obiecał, że jutro dla zatarcia złego wspomnienia zaserwuje załodze żurek z jajkiem.
.
Niedzielny (26-go) poranek okazał się mglisty i ogólnie nie rokujący zbyt dobrze (wiatr znowu ze wschodu). Ale humory poprawił nam Pstrągu wyłaniając sie z kambuza z talerzem „wszelakich” kanapek ze świeżymi warzywami na przegryzkę. To nie był koniec niespodzianek kulinarnych. Z resztą gdyby nie żarcie, tego dnia zapis brzmiałby: dzień kolejny minął bez dodatkowych okoliczności. Wiatr przeciwny, a więc znowu idziemy na silniku. Po dopłynięciu do Almerii spotkała nas prawdziwa przygoda.
IMG_0568 IMG_0571
Nauczeni doświadczeniem zasięgnęliśmy porady lokalnego señor’a, który zaprowadził nas przez labirynt wąskich uliczek do małej restauracji BODEGA LOS FINOS. Kapitalna atmosfera, kelner, który na pytanie o kartę, odpowiada: po co Wam karta? Ja jestem kartą! Rewelacyjne wino, kapitalnie serwowane przepyszne żarcie w dużych ilościach. A wszystko za 23 EUR na głowę. POLECAMY WSZYSTKIM (wizytówka w załączeniu).
.
Wtorek 27-go powitał nas pięknym słońcem i prognozami na wiatr 4 SE. Podbudowani wyśmienitymi choriso, serem San Miguel, białym lokalnym serem podanymi przez Pstrąga, wyszliśmy w morze. Pstrągu opowiedzial nam jak kupić bagietki na śniadanie: chcąc kupić dwie bagietki po 60 centów przyjął ofertę specjalną i kupił 3 bagietki za 1EUR. Tak wygląda tu handel detaliczny. Po 8-miu godzinach leniwej żeglugi na silniku dołynęliśmy do Almerii. Cook Pstrągu zamiast żurku podał krewetki z makaronem (pychota). Rano wybierzemy się zwiedzić górujące nad miastem ruiny mauretańskiego zamku Alcazaba.
Cdn.”

Etap 50: Wymiana w Maladze

15 maja, piątek

Dzisiaj rozpoczął się jubileuszowy, pięćdziesiąty etap wyprawy na Melinie. Nie znaczy to, że już zakończył się poprzedni etap, o czym będzie osobny wpis. Ale teraz stery przejął Darek Gurdak, a cała jego załoga, to siedmiu wspaniałych.

20150515_203820