29 maja, sobota
Od Marka W. przyszła oczekiwana końcowa relacja i zdjęcia. Oto one:
29 maja, sobota
Od Marka W. przyszła oczekiwana końcowa relacja i zdjęcia. Oto one:
25 maja, poniedziałek
Pięćdziesiąty etap zakończył się w Alicante wczoraj, czyli w niedzielę, załoga wróciła do kraju i obiecuje, że napisze coś jeszcze i pokaże parę zdjęć. Poczekamy, zobaczymy.
Melina czeka cierpliwie parę dni w marinie na następną załogę.
Mamy wolne 2-3 miejsca na Majorce na etapie 54. od 13 do 20 czerwca. Jacht prowadził będzie Jurek Stępniewski. Proszę o zgłoszenia.
22 maja, piątek
Następuje zapowiedziany cdn. (o dziwo od razu w prawidłowej rzeczywistości) spisany przez Marka W.:
„Wtorek 19-go
Wrocław Radio (czyli Basia G.) potwierdziła wcześniejszą prognozę pogody: BĘDZIE WIAĆ SOUTH-EAST 4-6!!! Jednak jak tu wypłynąć nie zdobywszy zamku niewiernych? Rada w radę postanowiono fortyfikację zdobyć szybkim atakiem z obozu pierwszego pod Katedrą, do którego dotarliśmy forsownym marszem międzysklepowym. Buszowanie wśród półek okazało się owocne: Janek wiedziony niezawodnym somalierskim instynktem dotarł do właściwej półeczki i odbudował mocno naruszone zasoby napojów (w tym wyśmienite brandy BACO oraz kapitalne wina Monasterio i Sangre de Torro). Tymczasem Rzesiu i Wiktor stanowiący zespół wspinaczkowy dotarli bez tlenu i tragarzy na górny zamek. Reszta z grupy powziąwszy wiadomość o tym, że zamek jest już we właściwych rękach zwinęła obóz i nie czekając na zwycięskich wspinaczy wróciła na Melinę. Przecież nareszcie wiejeee…
Co będę Wam więcej pisać? Wiatr przepięknie wiał 6 godzin, aż się zmienił na przeciwny na godzinę przed celem. Niebo nie zapowiadało niczego dobrego, ale Posejdon okazał się łaskawy i weszliśmy do portu rybackiego Puerto de Carboneras. Z braku miejsca przycumowaliśmy longside do kutra rybackiego, jako czwarci. Od rybaków dowiedzieliśmy się, że mamy czas do 4-5 rano. O tej porze zwykle wychodzą w morze.
Informacja ta okazała się brzemienna w skutkach. Ale po kolei. Szybko się pozbieraliśmy, wspięliśmy się do miasta, zapytaliśmy napotkaną segñorę o dobrą restaurację, segñora zaprowadziła nad krętymi uliczkami do małej restauracyjki i się zaczęło! Na stół wjechały homary, langusty, krewetki, kalmary i wiele innych. Janek niezawodnie wybrał z karty wyborne wino i zaczęła się uczta. Zjedliśmy wszystko – patrz zdjęcia w którymś z poprzednich wpisów.
Ale jak to z kulinarnymi orgazmami bywa – tanio nie było. WIĘC JUTRO DO JEDZENIA BĘDZIE ŻUREK.
Środa 20-go
Panowie rybacy – jak obiecali - przyszli do pracy ok. 5-tej. My gotowi do rzucenia cum, a oni na to, że za mocno wieje i pada, i że w morze nie wychodzą. Cóż było robić z tak wspaniale rozpoczętym dniem? Troszeczkę jeszcze pospaliśmy i po szybkim śniadaniu wyszliśmy w morze. W końcu przed nami jeszcze ponad 120 mil do przepłynięcia. Pani Basia z Wrocław Radio obiecała nam poprawę pogody, więc zdaliśmy się na 80 koni mechanicznych Pana Forda i popłynęliśmy do Aguilas. I rzeczywiście wypogodziło się.
Zaraz po wejściu do mariny, zostaliśmy pokierowani przez pracownika obsługi portu do świetnie położonego miejsca przy nowym nabrzeżu u samego wejścia do mariny. Dzisiaj Melina będzie ozdobą Puerto de Aguilas. Pstrągu od rana coś kombinował, więc żeby mu do głowy nie przyszły jakieś tortille, rolady ze szpinakiem, czy lazagnie załoga obłożyła go zakazem spożywania wina, aż do… momentu zaserwowania ŻURKU. Pstrągu w końcu uległ. Polski żurek był wyśmienity, niczym nie ustępujący innym „wyczynom” Cooka. Tylko, czemu tyle na niego trzeba było czekać?
Podczas tego rejsu tak wcześnie jeszcze nie byliśmy na lądzie. Z braku prac pod- i na pokładzie część załogi wyszła w miasto na kawę. Po powrocie coś przebąkiwali o zjawiskowym bacalao. Dziwne, nie słyszałem wcześniej o tym, żeby do kawy ktoś serwował potrawę z suszonego dorsza. Co na to powie Pstrągu? Czym się zrewanżuje?
Czwartek 21-go
Wczoraj Kapitan zamówił w porcie serwis do silnika Meliny. To była kolejna trafiona decyzja Kapitana. Odessanie oleju z silnika wymagało profesjonalnej pompki, zestawu rurek różnej średnicy i profesjonalnego podejścia fachowca.
Prawdziwe problemy zaczęły się jednak podczas wymiany oleju w przekładni: do oleju dostała się woda i zachodziło podejrzenie konieczności naprawy/wymiany chłodnicy oleju. Serwisant zdemontował chłodnicę i po jej sprawdzeniu w warsztacie orzekł, że jednak jest sprawna. Woda musiała dostać się do chłodnicy w inny sposób. Rozwiązanie tej zagadki pozostawiamy Ojcom Założycielom Asocjacji. My możemy płynąć dalej.
Gdy mechanik zajmował się silnikiem, załoga przystąpiła do klejenia naddartych żagli. Na wyróżnienie wpisem w dzienniku pokładowym zasłużył Wiktor wprawnie operujący taśmą i nożyczkami tak na pokładzie jak i z krzesełka wciągnięty na wysokość kilku metrów.
W morze wyszliśmy zdecydowanie późno, ale choć wiatr wiał w twarz, Neptun dał mam spokojne morze i do Cartageny dopłynęliśmy ok. 20-tej. Krótka przechadzka nocą po Cartagenie przesądziła o tym, że zostajemy tu do jutra przed południem. Jest tu dużo do zobaczenia”.
21 maja, czwartek
Nadeszła errata do wpisu. Nadeszła w … ośmiu egzemplarzach. Otóż wynika z niej, że:
a) piątek 24-go okazał się piątkiem 15-go
b) anonimowa załoga „……………………” okazała się załogą w składzie Pstrągu, Rzesiu, Janek, Piotr, Wiktor i Marek (kapitan został ten sam – Dariusz G.)
c) sobota 25-go, to sobota 16-go; niedzielny poranek zmienił się w poranek 17-go; a wtorek 26-go, to w rzeczywistości poniedziałek 18-go.
d) wzmiankowana wizytówka z załącznika wygląda tak:
Ale nadal nie wiem do tej pory kiedy załoga zjawiła się w Almerii – w niedzielę, czy w poniedziałek? (wg wersji już poprawionej). Jest jednak w tym wszystkim coś stałego, bo wszystko to dzieje się w maju.
19 maja, wtorek
Poniżej relacja z pierwszych dni rejsu przesłana przez Marka Wąsowskiego. Wprawdzie różnica czasu między nimi a rzeczywistością wydaje się zbyt wielka, ale obowiązuje licentia poetica i zatem zostawiam ją bez zmian: