Spełnione prośbo-groźby

28 kwietnia, niedziela

Gdybyśmy chcieli, dopłynęlibyśmy do Malagi na pierwszą poranną mszę w katedrze. Ale nam się nie chciało i leniwie na żaglach dopływamy (jest już po południu) do Fuengirola. Tu wyokrętujemy Piotrka. Ale po kolei.

Przedwczoraj, 26-go, wypłynęliśmy z Kartageny z żądaniem lepszego wiatru. Lepszy był o tyle, że, zamiast sztormu, nie było go niemal wcale. No to płynęliśmy prawie cały czas na dieslu przez cały dzień i całą noc.

Wczoraj, 27-go, raniutko na chwileczkę wpadliśmy do przemiłej mariny Almerimar po świeże bagietki. Wypłynąwszy, na wszelki wypadek, postawiliśmy żagle i oddaliśmy się śniadaniu. Nagle drgnęło. Tak drgało przez cały dzień i całą noc. Po drodze mijały nas stada delfinów wzbudzając, jak zwykle, niemałe emocje.

I tak drga do tej pory, czyli do dzisiaj.