4 stycznia, niedziela
Spokojna baksztagowa żegluga po gładkiej wodzie trwała do czasu, kiedy o północy wychynęliśmy na otwarty na wiatr przesmyk między południowym skrawkiem Lanzarote a północnym Fuerteventure. Silny wiatr w twarz z E i spowodowane nim przeciwne prądy zmusiły wachtę Maćka i Ewy do permanentnego halsowania. Przebycie 3 mil (w linii prostej) zajęło nam prawie 2,5 godziny. W środku nocy, niezauważeni przez żadnego marinero, stanęliśmy wreszcie przy kei w Marina Rubicon. Natychmiast ocaliliśmy się cudownie – należało się.
(na zdjęciu z małżonką) odkrył metodą suchej stopy nieco zwiększony pobór wody zaburtowej. Kiedy w dzień 6 osób z załogi oddawało się wycieczce po Lanzarote, my z Wojtkiem
tkwiliśmy głowami w zęzie i badaliśmy jej tajemnice. Uporczywe badactwo opłaciło się – popołudniu znaleźliśmy dowód na poparcie śmiałej tezy wygłoszonej nad ranem przez prof. ZJ. Przy okazji wydobyliśmy bardzo ciekawe i bogate zęzowe znaleziska. W zamian, dla potomnych, zostawiliśmy tam klucz 14 i dwa widelce.
Tu są zdjęcia Ewy Tarnawskiej z wycieczki do wulkanicznego Parku Narodowego Timanfaya i z domu-muzeum Cesara Manrique – twórcy unikalnej architektury Lanzarote.