31 lipca, środa
Wtorek. Stara, wadliwa przekładnia była już zdemontowana. Od razu Krzysiek i Maciek wzięli się do montażu świeżej. Po dwóch, może trzech godzinach pracy byłoby wszystko piękne, gdyby oczywiście nie nieprzewidziane trudności. Flansza między przekładnią a pytondrivem łączącym przekładnię z wałem nie do końca pasowała i okazała się o pół centymetra za szeroka.
Przyłączył się Błażej. Cóż było robić, w ruch poszła gumówka i flansza stała się jak nowa! O godzinie 19 załoga uzupełniona dwiema załogantkami ruszyła w półgodzinny rejs techniczny. Wszystko gra i buczy! Uff…
O godz. 21 zabraliśmy się za wymianę cieknącego siłownika na nowy, niecieknący. Po północy prawie bez zbytnich problemów siłownik został wymieniony. I nie ciekł z niego olej! Uff…
Po dwóch-trzech szklaneczkach rumu z colą poszliśmy spać.
Środa. Rano powtórne szybkie sprawdzenie działania wymienionych wczoraj elementów, szybkie zapakowanie wadliwej przekładni do torby, jako bagaż prawie podręczny i szybki przeskok na lotnisko. Już bezpośrednio na lotnisku kupiłem bilet na lot o 11-tej do Luton i odprawiłem się. Uff…
Skończył mi się prąd w telefonie, a nie mam jeszcze biletu do Gdańska, gdzie zostawiłem wczoraj samochód. A wszystkie gniazdka na lotnisku są brytyjskie, nie europejskie… Ee-tam, kupię w Luton. Z okien samolotu zauważyłem podążającą na północ Lady Melinę Uff…
Na lotnisku w Luton ze zdziwieniem zorientowałem się, że nie ma już miejsc w samolocie do Gdańska. Ani do Wrocławia, ani do Warszawy, ani do Krakowa, ani nigdzie do Polski…! Ani do Pragi, a na samolot do Berlina z innego lotniska nie zdążę… Po czterech godzinach poszukiwań udało mi się znaleźć połączenie BlaBlaCarem z Londynu – wyjazd z Londynu w nocy o 2:30…