14 listopada, niedziela
Ten etap był zaskakująco krótki. Po wyjściu z portu i przepłynięciu paru mil spotkała nas niemiła niespodzianka. W myśl reguły: złośliwość rzeczy martwych, po kilku złowrogich odgłosach skapitulował silnik. Doraźna brygada co bardziej kumatych domorosłych mechaników (na co dzień raczej humanistów) orzekła, że na wodzie się tego naprawić nie da.
W międzyczasie zapadł zmrok, a prognozy wskazywały raczej na hardkorową jazdę niż niedzielny spacerek. Decyzja: Wracamy. Czyli wzywamy kogo trzeba, niech nas zholuje z powrotem do portu. Tak też się stało. Akcja poszła bardzo sprawnie i bezpiecznie. RIB przybył po około godzince. Zaparkowali nas w poprzednim miejscu. Lepiej byłoby trochę głębiej w porcie, ale nie dano nam wyboru.
No cóż…po dłuższej naradzie i konsultacji z armatorem postanowiliśmy uratować pozostały nam na Azorach czas. Jeden dzień na zwiedzanie całej Terceiry, a potem samolocikiem powrót na San Miguel. Czyli w zasadzie zgodnie z planem, tylko środek transportu inny- tak dla urozmaicenia. Zwiedziwszy skąpane w deszczu i mgle
„najwspanialsze punkty widokowe Azorów” odpaliliśmy gitarę i osuszyliśmy płynne zapasy. Atmosfera nie siadła, oj nie….Zatem Statek widmo pozostawiamy przywiązany czym się da w dobrych rękach: z duchem paska klinowego za sterem.
Wszystko pod kontrolą.
.
PS. Awaria okazała się dosyć banalna. Wykręcająca się pod wpływem drgań silnika śrubka zaczęła piłować przebiegający tuż obok sześciorowkowy pasek klinowy. Tak skutecznie go piłowała, że na silniku osiadła gumowa mączka, a następnie precyzyjnie odkroiła trzy paseczki, a resztę rozerwała na strzępy. Następna ekipa etapu 236 z przyjemnością fachowo to naprawiła.
Na Lady Melinie w zasadzie są niemal wszystkie części zapasowe. Takie odpowiednie paski były dwa na stanie, więc jeden z nich został wykorzystany, a drugi został w rezerwie.
A kupiliście zapasowy pasek klinowy?