25 sierpnia, sobota
Evia, to inaczej Eubea (to tak dla jasności).
Dzisiaj tylko nieco wcześniej udało nam się odcumować, bo aż prawie godzinę przed południem i tym sposobem zaczęliśmy kontynuację zastępczego manewru okrążającego. Raz na żaglach, raz nie, dotarliśmy do zachodniego skrawka wyspy, do wysepek Lichades. Nazywane są one greckimi Seszelami lub Malediwami w pigułce. Faktycznie ładne.
Przecisnęliśmy się obok przylądka Lithada i wypłynęliśmy na przestwór wód oddzielających Grecję od wyspy. I tak, znowu gnani wiaterkiem, albo dieselkiem, osiedliśmy wreszcie na lądzie stałym, czyli na kontynencie. Trafiła nam się jeszcze mniejsza miejscowość rybacka, a porcik nazywa się Limeniskos Agios Ioannis Theologos. Prawda, że niekonwencjonalnie?
W tym malutkim miejscu niekonwencjonalny był również potwór, obok którego stanęliśmy.
A reszta tradycyjnie piękna i spokojna.
Stan w scrabble 2:0 (wynik drugiego pojedynku niewarty wzmianki…)