7 czerwca, czwartek
W samo południe opuściliśmy gościnną, z bardzo miłą obsługą, marinę Portus Karalis i zatankowaliśmy paliwo. Częściowo nowa załoga wreszcie ruszyła na morze.
Na pożegnanie aura spłatała nam niezłego psikusa i przy samym południowo-wschodnim krańcu Sardynii obsypała nas hojnie gradem średnicy 1-2 cm. Nieszczęśnicy, którzy akurat mieli wachtę (Boguś i Robert) doznali nieszkodliwych uszkodzeń na ciele i duszy. Reszta się radowała. A gdyby ktoś nie wiedział, jak wygląda południowo-wschodni kraniec Sardynii, to proszę bardzo, oto on.
Ponieważ wypływamy na dłuższy czas z Sardynii i nie boimy się konsekwencji, skomponowaliśmy pewną wariację na temat. Oryginał można sobie przypomnieć TU.
A teraz kurs na Sycylię. Pa!