24 października, wtorek
Port docelowy wpisuje się do dziennika jachtowego dopiero po dopłynięciu na miejsce, więc teraz już mogę napisać, że wczoraj wieczorem dopłynęliśmy do Łeby. „I tym razem znowu poszliśmy grzecznie spać”. No, może nie całkiem, ale spaliśmy do rana.
Rano Boguś załatwił bus i z żalem pożegnaliśmy Jacka.
Łeba okazała się bardzo zaangażowanym miastem, zarówno przed wiekiem, jak i obecnie.
Poszliśmy pospacerować. Morskie, rześkie powietrze zaostrzyło nam apetyt i wyostrzyło zęby, …
… więc ruszyliśmy na śniadanie, a następnie wolni, jak ptacy, ruszyliśmy już we trójkę dalej w morze.