29 maja, niedziela
W ten weekend byliśmy w czwórkę (chłopy i baby) na i pod pokładem naszego jachtu. Gospodarskim okiem rzucaliśmy tu i tam, ogarnialiśmy stan spraw. Oszlifowany już wcześniej pokład przygotowany jest do malowania, nawet nieuzbrojonym okiem widać, że kontynuowane są zaplanowane wcześniej drobne prace wewnątrz jachtu. Dziewczyny zajęły się kambuzem i hotelem. Z wyposażenia zdziwienie wzbudziło coś takiego:
Czas nam się nie dłużył. Przyjęliśmy na pokładzie bosmana stojącego tuż obok Fryderyka Chopina – Janka Johnego Środka (pomagał nam dwa lata temu w przygotowaniach Meliny). Byliśmy na pokładzie tego żaglowca, gdzie spotkaliśmy się z naszym znajomym kapitanem Bartkiem Skwarą. Będąc w Szczecinie nie wolno było nie zwiedzić ogromnego (największego w Europie), przepięknego (prawie jak ogrody w Wersalu), tonącego w zieleni (niczym ogród botaniczny) cmentarza rozciągającego się wzdłuż ulicy Ku Słońcu. To trzeba zobaczyć, więc zobaczyliśmy i powaliło nas na kolana. Na kawę zostaliśmy zaproszeni do składującego nasze kobyłki, Wieśka Gierby. Zjedliśmy szaszłyki. Odwiedziliśmy JK AZS Szczecin i pracującego przy renowacji Nadira Maćka Gajowego Korka oraz tawernę. Sobotni wieczór i noc spędziliśmy na jachcie w towarzystwie spracowanej załogi Fri – Jacka Pasikowskiego i Jurka Zendera (ksywka Niebieski Smerf).
Z jachtu podziwialiśmy wspaniałą Panoramę na zielone nabrzeża stoczniowe.
Tak, odwaliliśmy w ten weekend kupę roboty!