Udane pępkowe, oj, udane…

22 maja, niedziela

Pępkowe udało się znakomicie. Poszło prawie pięćdziesiąt kiełbasek, wiadro ogórków małosolnych, trzy sałatki (a mogły cztery, tylko Joli wypadła z rąk salaterka zaraz po wyjściu z domu), całe pół ogromnego zapiekanego łososia z masłem i koperkiem (mniam),  ciasto z kruszonką, rogaliki i inne smakołyki. Napitków, hm, owszem owszem, też nie zabrakło.

Zaproszeni goście zjawili się licznie w ilości… chwileczkę, zaraz z trudem dokładnie policzę te kilkadziesiąt osób. Wszystko to przy przepięknej pogodzie i w pięknej scenerii pełni księżyca. A trwało do grubo po północy.

Płeć określono jednoznacznie – ona. W proponowaniu propozycji imienia dla młodej goście wykazali się niebywałą pomysłowością i ekspresją.  Cytuję jeden z maili:

„Doszedłem do wniosku, że nazwa musi być nasza, polska! Żadne tam kosmopolityczne „Lady”, „Queen”, czy takie tam…. To musi być coś takiego, co tylko prawdziwy Polak potrafi wyartykułować. Przyjąłbym w ogóle taką zasadę, że kto nie potrafi wymówić poprawnie nazwy jachtu, nie powinien na nim pływać. W ten sposób będziemy mieli pewność, że na pokładzie nie znajdzie się jakiś obcy element.

Wstępne propozycje mam takie: Chrząszcz, Brzdąc, Świerszcz, Bździągwa, Prząśniczka, Fiubździu, Ścichapęk, Gdziebądź.
Jakby to było za słabe, to może coś takiego: Krnąbrny Gwóźdź, Nadźgane Źdźbło, Świszczący Szkwał, Chrzęszczący Brzeszczot, Lubieżny Strzępiel, Wstrzemięźliwy Żeglarz (ale to chyba zbyt abstrakcyjne…)

Pozdrawiam rzężąc po małochrząstawsku
Jacek”

Prawie wszystkie warianty zamieszczone są na zdjęciu poniżej.

20160522_190044

Ojcowie są zadowoleni, mimo, że nadal nie znaleziono matki chrzestnej. Poszukiwania trwają.