Odlot z Kanarów

6 stycznia, wtorek

W poniedziałek rano postanowiliśmy, że tu na Lanzarote w Puerto Deportivo Rubicon, a nie na Fuerteventure, zakończymy nasz etap wyprawy. Przyspieszy to i tak planowane wyslipowanie jachtu, dokonanie niezbędnego przeglądu stanu technicznego, wymianę okienek i wywietrzników, pomalowanie zadrapań burt oraz wykonanie innych koniecznych drobnych prac remontowych – wszak Melina pływa niemal nieprzerwanie od połowy czerwca. A poza tym ta marina posiada odpowiedni dźwig, miejsce postojowe w stoczni jachtowej, fachową obsługę i …ceny niższe niż w kraju. Wszystkim tym zawiaduje bardzo miła i życzliwa pani Cecylia. Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy.

DSC_4239 DSC_4261

Melina została wyslipowana i zostało zlecone już osuszenie i wyczyszczenie zęzy oraz prace przy silniku (przepłynęliśmy prawie 500 motogodzin).

My natomiast, ponieważ samolot mieliśmy zakontraktowany z lotniska na Fuerteventure, przedostaliśmy się wieczorem promem z Playa Blanca na sąsiednią wyspę,  następnie jedni taksówką, a drudzy dwoma autobusami do *** hotelu w Castillo Caleta de Fuste, gdzie godnie zakończyliśmy nasz rejs.

We wtorek po hotelowym obfitym śniadaniu, nieco po południu siedzieliśmy już w samolotach jedni do Drezna, drudzy do Lipska, skąd samochodami dotarliśmy o północy do swoich łóżeczek w swoich domach. Pięknie było!

A skoro dzisiaj jest święto Trzech Króli, to mamy takie obrazki na tę okoliczność:

DSC_4301 DSC_4300