12 lipca, wtorek
Najbliższym naszym celem jest lodowiec Svartisen. Już przepłynęliśmy sporo, ale sporo nam jeszcze zostało. Ruszyliśmy z Rørvik, jak zwykle, tuż po południu.
Dzień przeplatał wodę, kamienie, chmurki, skałki i słoneczko. Szliśmy raz na żaglach, raz na silniku. Piękne widoki szaro-kolorowych gór przykuwały wzrok. Cały czas musieliśmy jednak obserwować rzeczywistość na wodzie i konfrontować z mapą – kamienie wciskały się nam pod koła zewsząd. Raptem dwugodzinna noc była zmierzchem i świtem jednocześnie.
Rano dopłynęliśmy do malutkiej miejscowości Sandnessjøen, której wymowy uczyliśmy się co najmniej godzinę,
u podnóża pięknego, skalistego łańcucha górskiego Sju Søstre, czyli Pięć Sióstr.
Upał. Zdjęliśmy z siebie wszystkie polary i kalesony i poszliśmy w miasto.
Po krótkiej wycieczce ruszyliśmy znowu w morze, tzn. w fiordy między następne kamienie. Równiutko o godzinie 2100 przekroczyliśmy krąg polarny.
I tak sobie manewrujemy do tej pory, a zbliża się północ. Niestety znowu deszczowa i zamglona.